wtorek, 29 września 2015

Sezon lato 2015 - końcowe wrażenia (część I)

Letni sezon anime powoli się kończy, a wraz z nim większość serii, które miałam przyjemność (lub nieprzyjemność) oglądać. Jako że zakończonych anime jest kilkanaście, postanowiłam podzielić notkę na trzy części, żeby nie męczyć Was ścianą tekstu... choć w sumie nawet wrażenia z sześciu anime to ściana tekstu. 
Część pierwsza traktuje o seriach: Akagami no Shirayuki-hime, Aoharu x Kikanjuu, Arslan Senki, Charlotte, Durarara!!x2 Ten i Gangsta.

Akagami no Shirayuki-hime 


Końcowe wrażenie: Anime Akagami no Shirayuki-hime spełniło moje oczekiwania: jest dobrą i naprawdę ładną pod względem graficznym adaptacją mangi. Twórcy scenariusza nie pokusili się o wprowadzanie dziwacznych zmian i zakończyli pierwszy sezon (przy czym drugi już został zapowiedziany) w odpowiednim momencie. Tu i ówdzie dobiegają mnie głosy, że anime okazało się dla niektórych rozczarowaniem – chyba rozumiem, skąd takie odczucia. Nie da się zaprzeczyć, że tempo wydarzeń w Akagami... jest naprawdę powolne, w dodatku seria skupia się na wątkach obyczajowych i relacjach między postaciami, nie wypychając przy tym wątku romansowego i problemów typowych dla związków na pierwszy plan. Nie jest to więc shoujo, do jakich widownia jest przyzwyczajona. Poza tym sezon pierwszy to adaptacja samiutkiego początku mangi i jest zaledwie wstępem do dalszych wydarzeń. W każdym razie polecam tę serię wszystkim miłośnikom opowieści obyczajowych i romansów nieprzeładowanych tanimi dramatami.
Moja ocena: 8/10


Aoharu x Kikanjuu 


Końcowe wrażenie: Całkiem przyjemna seria o grach survivalowych... szkoda jednak, że ostatecznie okazała się tylko reklamą mangi. Widać jak na dłoni, że te 12 odcinków to zaledwie początek historii. Nie otrzymujemy satysfakcjonującego zakończenia, bo anime nie pokusiło się o zamknięcie kilku rozgrzebanych wątków. Drugą poważną wadą tej serii jest zbytnie przedramatyzowanie – naprawdę, skoro anime jest o grze, to na co nam te wszystkie traumy, depresje i inne problemy psychiczne bohaterów? Można by się nimi przejąć, gdyby tylko w tym wszystkim nie chodziło o strzelanie do przeciwników plastikowymi kulkami… Na szczęście wady fabularne są równoważone przez ciekawych bohaterów (zwłaszcza Yukiego, przeuroczy był). Suma summarum, Aoharu jest bardzo fajną serią rozrywkową – nawet pomimo kulejącej grafiki.
Moja ocena: 6/10


Arslan Senki


Końcowe wrażenia: Mam problem z ocenieniem tego anime. Na jego korzyść świadczy to, że jest jednym z niewielu w ostatnich latach (i chyba w ogóle) fantasy utrzymanych w zachodnim klimacie. Świat przedstawiony to jeden z największych atutów tej serii (obok projektów postaci autorstwa Hiromu Arakawy) – rozbudowany, skomplikowany politycznie, choć zawierający zdumiewająco niewiele elementów magicznych.
Problemem, o dziwo, okazali się bohaterowie. Protagonista, książę Arslan, pomimo młodego wieku czternastu lat jest – o czym co rusz wspominają inne postaci – niezwykle charyzmatyczny i od razu widać, że jak nikt nadaje się na króla. W sumie dobrze, że słyszymy o tym tak często, bo tej legendarnej charyzmy ani widu, ani słychu, więc biedny widz sam mógłby jej nie zauważyć. Arslan nie wyróżnia się niczym, no chyba że naiwnością i podatnością na wpływy. A że akurat mu się udało zdobyć sojuszników o takich, a nie innych opiniach, to jego plan na przyszłe reformy kraju jest taki, a nie inny.
Drugim problemem jest Narsus, genialny strateg i doradca Arslana. W sumie bardzo polubiłam tę postać, ale nie mogę nie zauważyć morderczego wpływu, jaki jej istnienie wywiera na fabułę. Narsus jest zbyt genialny, a to sprawia, że nie można liczyć na żaden element zaskoczenia w całym anime. Bohaterowie to zbiegowie poszukiwani przez wrogów? Narsus coś wymyśli. Sojusznicze wojska atakowane są przez armię o kilkukrotnej przewadze liczebnej? Narsus temu zaradzi. Ktoś właśnie próbuje cię zabić? Bądź pewien, że plan Narsusa to uwzględnił i na pewno wyjdziesz z tego bez szwanku. No ileż można...
Pomimo tych niedociągnięć anime oglądało mi się naprawdę przyjemnie, być może dlatego, że najbardziej przypadają nam do gustu historie, które już znamy – a opowieść o księciu próbującym odzyskać swój tron z pewnością do takich należy.
Moja ocena: 7/10


Charlotte 


Końcowe wrażenia: Mam za swoje. Naprawdę mam za swoje. Wiedziałam, że anime tworzone przez Juna Maedę praktycznie nigdy nie odpowiadają moim gustom, ale dałam się skusić na seans. No i mam za swoje. Trudno mi nawet zacząć wymieniać, co z tym anime było nie tak, bo prawie wszystko było nie tak. Pod względem fabularnym seria przypomina mieszaninę najpopularniejszych tropów science fiction, podlanych gęstym sosem nieśmiesznej komedii i śmiesznego dramatu. Zresztą nie tylko ja doszłam do takiego wniosku (uwaga, film zawiera spoilery):


Jest to jeden z tych tworów, które próbują odświeżyć znany schemat (w tym przypadku nastolatki z supermocami) i uatrakcyjnić go nieoczekiwanymi zwrotami akcji i poważniejszym spojrzeniem na problem. Szkoda tylko, że aby to osiągnąć, pozbawiono bohaterów zdolności logicznego rozumowania. Za to scenarzysta wspiął się na wyżyny wyżyn, nonszalancko ignorując dziury w fabule powstałe dzięki nieumiejętnemu wykorzystaniu motywów science fiction.
Zawiedli mnie też bohaterowie. Protagonista, który zapowiadał się na antybohatera i niezłego drania, bardzo szybko został „uleczony” i pozbawiony oryginalności. Jego przyjaciele okazali się bohaterami typowymi dla historii o supermocach. Jedyną bohaterką, którą zdołałam polubić, jest Tomori, bo przynajmniej ona nie zachowywała się jak typowa słodka dziewczynka. Reszta postaci albo służyła za tło, albo niepomiernie irytowała.
Moja ocena: 3/10


Durarara!!x2 Ten 



Końcowe wrażenia: Drugi z trzech zapowiedzianych sezonów drugiej Durarary spodobał mi się o wiele bardziej niż pierwsze dwanaście odcinków z zimowego sezonu. Przede wszystkim historia stała się dużo mroczniejsza, poziom skomplikowania relacji między postaciami zdecydowanie wzrósł, a nowi, wprowadzeni niedawno bohaterowie zyskali większą głębię. No i było dużo więcej Izayi, który ku mojej uciesze nie zasypia gruszek w popiele i dalej knuje swoje wyjątkowo wredne i złośliwe plany... tylko dlatego, że mu się nudzi, a znajomi nie zaprosili go na imprezę. Dużo zyskał także Mikado, który po dość nużącym użalaniu się nad sobą z poprzedniego sezonu wreszcie wziął się w garść.
Wyraźnemu pogorszeniu uległa natomiast grafika – nowe studio wyraźnie nie przeznaczyło na animację zbyt dużego budżetu.
Moja ocena: 8/10


Gangsta.  


Końcowe wrażenia: Być może sprawiły to moje wygórowane oczekiwania, ale Gangsta nie okazało się serią aż tak dobrą, jak sądziłam. Nie przeszkadzały mi – jak niektórym – wprowadzone elementy fantastyczne (Nieśmiertelniki i ich moce), za to wątki, które w zamierzeniu miały być poważne, moim zdaniem wypadły nieco infantylnie. Fabuła była niezbyt wciągająca – choć być może w pierwowzorze wygląda to lepiej, bo anime jest, jak to zazwyczaj bywa, zaledwie krótką (i posiadającą mizerne fundusze) reklamą mangi. Zabrakło mi też widowiskowych pojedynków, zwłaszcza pod koniec serii mamy do czynienia raczej z rzezią niż walką. Najciekawsze z tego wszystkiego wydawały mi się wplatane tu i ówdzie retrospekcje dotyczące przeszłości dwóch głównych bohaterów. Zresztą relacja pomiędzy Worickiem i Nicolasem to w ogóle najlepszy element tego anime i właściwie głównie ona trzymała mnie przy  ekranie. A skoro już o protagonistach mowa, to warto wspomnieć o genialnej pracy ich seiyu – choć Junichi Suwabe w roli Woricka brzmiał jak zwykle genialnie, to moim zdaniem to, jak grał Kenjirou Tsuda, oddając sposób mówienia głuchej postaci, zasługuje na medal.
Moja ocena: 7/10


W kolejnej notce końcowe wrażenia z: Gatchaman Crowds insight, Hetalia: The World Twinkle, Kyoukai no Rinne, Makura no Danshi, Ore Monogatari!! i Overlord.