poniedziałek, 5 października 2015

Sezon lato 2015 - końcowe wrażenia (część III)

W trzeciej, ostatniej już części końcowych wrażeń z sezonu letniego przedstawiam moje opinie na temat anime: Rokka no Yuusha, Saint Seiya: Ougon Tamashii, Shoukugeki no Souma, Working!!! i World Trigger. Zapraszam do czytania! Niebawem pojawią się prawdopodobnie pierwsze wrażenia z jesiennych serii.


Rokka no Yuusha 


Końcowe wrażenia: Rokka no Yuusha to pierwsza od dawna adaptacja light novel, która mi się naprawdę podobała. Ba, to anime, w którym bohaterowie głównie gadali, a mimo to każdy odcinek trzymał w napięciu i mijał nie wiadomo kiedy. Wszystko to zasługą nietypowego rozwiązania – podczas gdy spodziewałam się zwykłej, prostej jak konstrukcja cepa historii typu „wypełnij quest”, autor pierwowzoru zaskoczył mnie, tworząc kryminał w otoczce fantasy i mistrzowsko operując zagadką zamkniętego pokoju. 

Widać, że nie tylko mnie Rokka no Yuusha zaskoczyło

I chociaż głównym złym okazała się osoba, którą najbardziej podejrzewałam, to w żaden sposób nie zepsuło mi to radości oglądania, bo do samego końca nie byłam pewna na sto procent, że autor mnie nie zaskoczy innym rozwiązaniem. Do tego dochodzą jeszcze pełnokrwiści, niesztampowi bohaterowie i rozbudowany świat przedstawiony (choć widać, że anime ledwo liznęło część związanych z tym światem zagadnień). Grafika przez większość czasu trzymała poziom, choć w niektórych odcinkach (szczególnie ostatnim), postaci miały nieco krzywe mordki, a i potwory, animowane za pomocą techniki komputerowej, nie każdemu mogły przypaść do gustu. Poziom trzyma za to muzyka – dwunastoodcinkowa seria ma aż dwa openingi i trzy różne endingi, zmieniające się w zależności od rozwoju sytuacji na ekranie.
Szkoda tylko, że jak na razie nic nie słyszałam o kontynuacji, bo na razie anime, choć zakończyło pewien ważny wątek, zostawiło nas z jeszcze większą liczbą pytań niż odpowiedzi.
Moja ocena: 9/10


Saint Seiya: Ougon Tamashii 


Końcowe wrażenia: Tego anime nie da się określić inaczej jak „retro”. Widać, że zadbano o to, by nowa seria, opowiadająca o dalszych losach Złotych Rycerzy po ich ostatnim wyczynie podczas wojny z Hadesem, przywodziła na myśl stare, dobre Saint Seiya. Wszystko jest tu starodawne – nie tylko konstrukcja fabularna, ale także kreacja postaci, dialogi czy sposób prowadzenia walk (sprowadzających się właściwie do pojedynków z obowiązkowym wykrzykiwaniem nazw ataków i wygłaszanymi patetycznymi monologami). Również i od strony technicznej anime przypomina leciwe shouneny, bo nie tylko wzoruje się na starej kresce, ale wykorzystuje też znane od lat sposoby oszczędzania na animacji, takie jak statyczne i często powtarzane ujęcia czy slow motion. W każdym razie seria jest tylko i wyłącznie dla fanów starego Saint Seiya (znanego także pod tytułem Rycerze Zodiaku), pozostali pewnie odpadną po pierwszych kilku sekundach.
Moja ocena: 7/10


Shoukugeki no Souma 


Końcowe wrażenia: Co może być ciekawego w anime o gotowaniu... w dodatku jeśli zawiera ono elementy ecchi? Twórcy Shoukugeki no Souma przekonali mnie, że takie anime nie tylko może być ciekawe, ale całkiem wciągające. Wszystko dzięki charyzmatycznemu głównemu bohaterowi, ciekawym postaciom drugoplanowym i typowo shounenowym poprowadzeniu fabuły. Tytułowe „kulinarne walki” nie polegają na obrzucaniu się jedzeniem, ale na ciągłych pojedynkach kucharskich. I choć seria jest ewidentnie przesadzona, to trzyma w napięciu i naprawdę potrafi zainteresować. Wspomniane przeze mnie elementy ecchi w ogóle mi nie przeszkadzały – cały ten motyw „foodgazmów” był tak idiotycznie absurdalny, że pozwoliłam go sobie kompletnie zignorować. Z kolei trudno było ignorować narysowane jedzenie, przedstawione tak ładnie i detalicznie, że aż ślinka ciekła. Naprawdę, nie polecam oglądać tego anime bez uprzednio przygotowanego posiłku. W ogóle Shoukugeki no Souma może się poszczycić zaskakująco dobrą animacją – choć seria jest nieco statyczna, to dbałość o szczegóły i śliczna kreska w zupełności to wynagradzają.
Moja ocena: 8/10


Working!!!


Końcowe wrażenia: Ostatni (jak się zdaje) sezon Working okazał się, o dziwo, najlepszy z całej serii. W skomplikowanych relacjach pomiędzy pracownikami restauracji Wagnaria coś wreszcie drgnęło, a potem nagle ruszyło z kopyta. Twórcom udało się wyjątkowo zgrabnie pozamykać wszystkie wątki, zarówno te romansowe, jak i bardziej sensacyjne (o ile poszukiwanie kilku zaginionych – i ciągle się gubiących – bohaterów można tak nazwać). Choć po sezonie drugim miałam wrażenie zmęczenia materiału, to w trzecim gagi na nowo okazały się zabawne. Podsumowując, cała seria Working jest idealną pozycją na długie, jesienne wieczory.
Moja ocena: 7/10


World Trigger


Końcowe wrażenia: Tak jak to było w przypadku Hetalii, nie wyemitowano jeszcze wszystkich odcinków World Trigger, ale jako że seria liczyć ma sobie aż 50 odcinków, których poziom był wyjątkowo równy, nie sądzę, żeby moje zdanie na temat tego anime się zmieniło.
World Trigger jest jak na ostatnie lata serią nietypową – niskobudżetowe shouneny tasiemce nie trafiają się jakoś zbyt często. Szczerze mówiąc, tę serię można określić tylko jako przeciętną. Choć materiał źródłowy okazał się dość interesujący, było go trochę za mało na cztery pełne sezony, w efekcie otrzymaliśmy anime okropnie rozwleczone i rozciągnięte ponad miarę, przez co całe napięcie szlag trafił. W większości odcinków przez kilka pierwszych minut dostajemy przydługie przypomnienie tego, co było wcześniej, na domiar złego twórcy traktują widza jak idiotę i kończą każdy epizod wyjaśnieniem każdego bardziej skomplikowanego zagadnienia czy też nowej broni lub technologii, która się ostatnio pojawiła. Wiem, że docelową widownią tej serii są gimnazjaliści, ale litości... Wszelkie fabularne niedostatki wynagradzają bohaterowie – może nie należą do najoryginalniejszych postaci, ale są bardzo sympatyczni, a że jest ich cała chmara (zwłaszcza tych drugoplanowych), to każdy może wybrać kogoś dla siebie. Z kolei od strony technicznej jest niezbyt dobrze, ale stabilnie. Naprawdę słabej animacji towarzyszy niezwykle przeciętna muzyka – ale choć soundtrack nie był jakiś wybitny, to polubiłam pierwszy opening.
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz