środa, 15 lipca 2015

Sezon lato 2015 - pierwsze wrażenia



Lato to zazwyczaj ta pora roku, w której premier seriali animowanych jest mniej, a wśród nich niewiele jest interesujących pozycji i przeważają głównie kontynuacje. W tym roku lato mnie jednak zaskoczyło, obfitując w całkiem sporą liczbę interesująco się zapowiadających anime.
Jak zwykle opisuję tylko pierwsze wrażenia z serii, które oglądam. Pełną rozpiskę sezonu można znaleźć np. tu.

Akagami no Shirayuki-hime 


Opis: Historia bardzo luźno wzorowana na baśni o królewnie Śnieżce. Tytułowa Shirayuki, miejska zielarka, jest zwykłą, niczym się niewyróżniającą dziewczyną – a przynajmniej byłaby, gdyby nie nietypowy, czerwony kolor włosów. Z tego powodu Shirayuki budzi zainteresowanie księcia Raja, który składa jej propozycję nie do odrzucenia: dziewczyna ma zostać jego konkubiną. Jako że nasza bohaterka nie należy do potulnych dziewczątek, zamiast zgłosić się do królewskiego zamku, ucieka z miasta. Tuż po przekroczeniu granicy sąsiedniego państwa spotyka tajemniczego chłopaka, Zena...
Pierwsze wrażenie: Bardzo się ucieszyłam na wieść o powstaniu tego anime, ponieważ znam, czytam i bardzo lubię pierwowzór – spokojną, obyczajową i niezwykle sympatyczną mangę. Niemniej jednak pierwszy odcinek serii niezwykle mnie zaskoczył i to w sensie pozytywnym – to anime jest po prostu śliczne, co widać już po pierwszych ujęciach. Rzadko można spotkać shoujo o tak detalicznie zaprojektowanych tłach, ten gatunek preferuje zazwyczaj prostotę i statyczne plansze z kwiatuszkami, gwiazdkami, bąbelkami i innymi tego typu słodkimi ozdóbkami. Tymczasem Akagami... zapowiada się na świetnie zanimowaną serię.
Z tego, co widziałam, jak na razie opinie na temat tego anime są bardzo pozytywne, choć obawiam się, że wielu widzów może się rozczarować. Seria bardzo często porównywana jest do Akatsuki no Yona, a moim zdaniem ma drastycznie inny klimat (jedyną cechą wspólną tych serii jest kolor włosów bohaterek), więc jeśli ktoś spodziewa się kolejnej przygodówki, pewnie nieźle się zdziwi. Akagami... pomimo fantastycznej otoczki jest serią obyczajową o nieśpiesznej fabule, spokojnym wątku romansowym i przesympatycznych bohaterach. No i tych aluzji do baśni wcale nie jest tak dużo, jak mogłoby się wydawać po pierwszym odcinku.
Status: pewniak sezonu

Aoharu x Kikanjuu 


Opis: Hotaru to licealistka, która nie przepada za sukienkami, woli nosić męskie ubrania. Kiedy przeprowadza się do nowego mieszkania, by rozpocząć samotne życie, napotyka pod swoimi drzwiami przystojnego młodego człowieka, który rozmawia przez telefon, używając dość niecenzuralnego słownictwa. Miłująca pokój, sprawiedliwość, praworządność i rozwiązania siłowe protagonistka, postanawia dać mu nauczkę – z miernym skutkiem, bo chłopak (jak się okazuje, jej sąsiad) unika ciosu. Następnego dnia szkolna koleżanka dziewczyny prosi ją o pomoc – ponoć omamił ją i oszukał pewien host, który zabrał jej wszystkie pieniądze. Rozgniewana Hotaru wpada niczym burza do klubu hostów, gdzie spotyka swojego sąsiada. W wyniku zbiegu okoliczności dziewczyna jest zmuszona do wzięcia udziału w turnieju gier survivalowych.
Pierwsze wrażenie: Zaraz, zaraz... gdzie my to widzieliśmy? Dziewczyna, która ubiera się jak chłopak i musi odpracować dług, przystojni panowie trudniący się hostingiem i niezdający sobie sprawy z prawdziwej płci bohaterki... Podobieństwa do Ourana nasuwają się same, zwłaszcza że i ta seria ma komediowy wydźwięk. Ale mimo iż anime zawiera wysokie stężenie bishounenów na metr kwadratowy, to wbrew pozorom nie ma być romansem, tylko serią łączącą sportówkę z akcją. Moim zdaniem anime zapowiada się ciekawie, choć diabli wiedzą, jak dalej rozwinie się fabuła. Bardzo dobrze wypada także animacja – pojedynek pod koniec odcinka był całkiem nieźle nakręcony. Oby tak dalej.
Status: duży kredyt zaufania

Charlotte



Opis: W okresie dojrzewania każdy nastolatek i każda nastolatka może przypadkowo nabyć nadnaturalne moce. Na przykład taki Yuu Otosaka potrafi na 5 sekund przejąć kontrolę nad czyimś ciałem, wykorzystuje więc tę umiejętność, żeby wieść satysfakcjonujące szkolne życie... Do czasu. W końcu jego oszustwa zwracają uwagę pewnej grupy, która zajmuje się wyszukiwaniem osób nadużywających swojej mocy.
Pierwsze wrażenie: Ostatnią oglądaną przeze mnie serią, która miała coś wspólnego z Keyem, było niezwykle kiepskie Little Busters, dlatego początkowo nie miałam nawet tykać tego anime. Zachęciły mnie jednak pozytywne komentarze w sieci, zerknęłam więc z ciekawości na pierwszy odcinek i się nie zawiodłam. Siłą tego anime jest protagonista – rzadko w roli głównego bohatera występuje tak amoralna, samolubna i narcystyczna jednostka. Mam nadzieję, że Yuu nie nawróci się szybko na Jasną Stronę Mocy, tylko trochę namiesza swoim nowym kolegom. Kolejnym ciekawym aspektem tego anime są supermoce – żadna z umiejętności nie jest doskonała, więc bohaterowie będą się musieli sporo nakombinować, żeby cokolwiek przy ich pomocy zdziałać. Wadą jest natomiast siostra protagonisty – ja wiem, że to taka stylistyka, ale mam nadzieję, że inne bohaterki nie będą tak piszczeć.
Status: oglądalne

Chaos Dragon: Sekiryuu Sen'eki 


Opis: Akcja tego anime toczy się w 3015 roku na wyspie Nil Kamui, spornym terytorium podbitym i podzielonym na dwie części przez sąsiednie państwa, Donatię i Kouran. W pewnej wioszczynie mieszka sobie i opiekuje się wojennymi sierotkami Ibuki, następca tronu, który zrzekł się roszczeń do władzy, bo uznał, że dzięki jego odejściu na wyspie wreszcie zapanuje pokój. Niestety, nie ma tak lekko - najeźdźcy są źli i okrutni, lokalni partyzanci próbują wszcząć powstanie, a opiekuńcze bóstwo wyspy, Czerwony Smok, chce zawrzeć pakt z głównym bohaterem. To wszystko, rzecz jasna, spowoduje, że Ibuki będzie musiał ruszyć do walki...
Pierwsze wrażenie: Miałam wielkie oczekiwania co do tej serii, bo wieść gminna niesie, że oparta jest na sesji RPG, w którą grali tak sławni autorzy jak Gen Urobochi (Fate/Zero), Kinoko Nasu (Kara no Kyoukai), Iduki Kougyoku (Mimizuku to Yoru no Ou), Ryohgo Narita (Durarara!!) i niejaki Simadoriru. Jak zwykle oczekiwania brutalnie starły się z rzeczywistością. Anime jest po prostu kiepskie i nudne, kalka goni kalkę, bohaterowie są dziecinni i zachowują się idiotycznie, podział na czarne i białe jest zbyt oczywisty, a w dodatku animacja kuleje. Szczerze mówiąc, w tym sezonie emitują dużo o wiele lepszych serii, szkoda mi więc czasu na tak nieudane anime.
Status: porzucone

Durarara!!x2 Ten 


Opis: Druga część najnowszego sezonu Durarary.
Pierwsze wrażenie: Poprzednia seria zakończyła się mocnym cliffhangerem, zwłaszcza jeśli lubi się pewną postać, dla której wydarzenia przybrały niefortunny obrót. Nowy sezon zaczyna się tak jak poprzednie – spokojnie i niespiesznie, a bohaterowie łapią chwilę oddechu na poukładanie swoich spraw i przemyślenie postępowania (to ostatnie w wykonaniu Izayi wypada niezwykle fazowo). Muszę jednak przyznać, że zawiódł mnie nieco nowy opening, który jest zbyt mało dynamiczny i nie umywa się do poprzednich czołówek, również i ending jest mocno średni.
Status: pewniak sezonu

Gangsta. 


Opis: Ergastulum to mroczne miasto bezprawia, w którym kradzieże, morderstwa, prostytucja i korupcja są na porządku dziennym. Załatwianiem spraw, których z jakichś powodów nie chcą się tknąć nawet członkowie lokalnych mafii, zajmują się pracujący na zlecenie Nick i Worick.
Pierwsze wrażenie: Seria jest tak gangsta, że chyba bardziej nie można. Od dawna czekałam na godnego następcę Black Lagoon i wiele wskazuje na to, że właśnie go dostałam. Niewątpliwymi zaletami tego anime są: dorośli (wreszcie!) i charyzmatyczni bohaterowie, mroczny klimat brudnego miasta występku, brutalność (choć bez epatowania krwią i flakami), szybkie tempo akcji i widowiskowe walki. No i oczywiście Junichi Suwabe, jeden z moich ulubionych seiyu, który gra jednego z dwóch głównych bohaterów. Jestem jednak troszkę podejrzliwa, bo anime zapowiada się na serię epizodyczną, a taka formuła może na dłuższą metę nudzić. Wątpliwości też budzi niezwykła kuloodporność bohaterów – zabieg typowy dla kina akcji, ale psujący czasami przyjemność seansu.
Status: duży kredyt zaufania

Gatchaman Crowds insight 


Opis: Drugi sezon anime o broniących ludzkość Gatchamanach.
Pierwsze wrażenie: Pierwsza seria, będąca remakiem stareńkiego anime o superbohaterach, zaskoczyła mnie w naprawdę pozytywny sposób. Trochę obawiam się kontynuacji, bo fabuła poprzedniego sezonu była bardzo zgrabnie domknięta, więc ciągnięcie jej na siłę może zniszczyć dobre wrażenie. W pierwszym odcinku poznaliśmy parę nowych postaci, dowiedzieliśmy się też, jak radzą sobie znani nam już bohaterowie po rewelacjach z końcówki poprzedniego sezonu. Cieszy mnie, że nie postanowiono wyeliminować postaci Berga-Katze’a (w tej roli fenomenalny Mamoru Miyano), bo jego złośliwe komentarze naprawdę umiliły mi seans. Na razie nie wiadomo jeszcze, jaki kształt przybierze fabuła nowego sezonu, ale liczę, że twórcy i tym razem mnie nie zawiodą. No i opening jest całkiem niezły, choć do poprzedniego mu daleko.
Status: duży kredyt zaufania

Hetalia: The World Twinkle 


Opis: Kolejny sezon anime o spersonifikowanych państwach.
Pierwsze wrażenie: Największy hype na Hetalię przeminął już kilka lat temu, mimo to postanowiono adaptować kolejne rozdziały mangi. Jak zwykle jest absurdalnie, chwilami śmiesznie, a pięciominutowe odcinki bardzo szybko się ogląda. Fanom serii polecać nie trzeba, pozostałym radzę jednak zacząć od poprzednich sezonów.
Status: oglądalne

Makura no Danshi


Opis: Krótkometrażówka, w której dwunastu różnych pięknych młodzieńców (po jednym na tydzień, żeby nie przesadzić) ma szeptać do snu spragnionym czułości fankom anime.
Pierwsze wrażenie: Odcinki trwają zaledwie cztery minuty, z czego większość zajmuje niezwykle fazowy i fanserwiśny opening. Projekty postaci nie są moim zdaniem zbyt udane – te naćpane, zezowate oczka bohatera pierwszego odcinka były bardziej niepokojące i psychodeliczne niż powabne. Tak w ogóle to Meri, nasz nawijacz z obecnego tygodnia, w ogóle nie przypadł mi do gustu (nie znoszę takich ciapowatych postaci), mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach będzie lepiej. W takich „produkcjach” najważniejsi są, rzecz jasna, seiyu, a ci dopisali – jedną z postaci grać będzie nawet taka sława jak Daisuke Namikawa. Z drugiej strony żaden z moich ulubionych aktorów nie pokusił się o udział, a szkoda, bo byłoby śmieszniej. Tak czy inaczej, tej serii nijak nie można traktować poważnie, więc jeśli ktoś chce się pośmiać z dziwacznego pomysłu, niech śmiało ogląda, pozostałym radzę sobie odpuścić.
Status: beka sezonu

Overlord 


Opis: Po dwunastu latach popularności gra online Yggdrasil ma zostać wyłączona. Momonga, który spędził naprawdę sporo czasu na rozgrywkach, z sentymentu postanawia nie opuszczać gry aż do wyłączenia serwerów. Wielkie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, że po wyznaczonej godzinie zamknięcia gra ciągle działa... a na dodatek nasz bohater nie może się z niej wylogować.
Pierwsze wrażenie: Popularność anime Sword Art Online sprawiła, że renesans przeżywają serie typu „biedne nerdziątko zostaje wciągnięte do świata gry i musi sobie radzić”. Tym razem na warsztat animatorów poszła light novel o mistrzu gildii, który się nie wylogował i został w grze razem z NPC-ami. Brzmi wtórnie i banalnie, ale bohater nie wygląda na zagubioną sierotkę – zamiast wpaść w panikę chłodno i rzeczowo analizuje sytuację, w której się znalazł, próbując znaleźć wyjście. Poza tym jest liszem. Tak, liszem – wielkim, dwumetrowym kościotrupem. Trochę obawiam się jednak jego towarzystwa – jak na razie otaczają go w większości przedstawicielki płci pięknej, a to z daleka śmierdzi mi haremem.
Status: oglądalne

Ranpo Kitan: Game of Laplace 


Opis: W pewnym gimnazjum dochodzi do morderstwa. Kobayashi, chłopak, który zostaje znaleziony na miejscu zbrodni, w toku śledztwa spotyka genialnego młodego detektywa Akechiego. Zaintrygowany jego działalnością, pomimo obaw swojego przyjaciela, Hashiby, postanawia zostać asystentem Akechiego.
Pierwsze wrażenie: To główny bohater jest facetem? Serio? Na początku byłam święcie przekonana, że to dziewczyna. Ech, te trapy... 
W każdym razie anime jest serią nakręconą z okazji 50. rocznicy śmierci Rampo Edogawy, japońskiego autora kryminałów, luźno wzorowaną na jego twórczości. Nie czytałam książek Edogawy, ale dowiedziałam się, że anime zostało gruntownie „uwspółcześnione” i w niczym prawie nie przypomina dzieł tego pana. Cóż, animowanych kryminałów nigdy nie ma dużo, więc mam nadzieję, że seria sprosta moim oczekiwaniom... choć z drugiej strony pierwszy odcinek nieszczególnie mnie zachwycił. Za to zwłoki z tego odcinka wyglądały jak żywcem przeniesione z serialu Hannibal.
Status: oglądalne

Rokka no Yuusha 


Opis: Kiedy złowrogi Majin obudzi się ze snu, bogini fortuny ma powołać sześciu bohaterów i wyposażyć ich w moc zdolną pokonać demona. Adlet, chłopak, który uważa się za najsilniejszego człowieka na Ziemi, zostaje wybrany na jednego z Rycerzy Sześciu Kwiatów i udaje się na wyznaczone miejsce spotkania. Okazuje się jednak, że pojawia się tam siedmiu, nie sześciu Rycerzy. Ktoś musi być wrogiem...
Pierwsze wrażenie: Zawsze dość ostrożnie podchodzę do adaptacji light novel, które są zazwyczaj przegadane, zawierają wysokie stężenie marysuizmu i nie posiadają satysfakcjonującego zakończenia. Rokka no Yuusha jest jednak dość pozytywnym zakończeniem, głównie z powodu głównego bohatera, który jest zadziwiająco dobrze skonstruowaną postacią. I nie wygląda na niezniszczalnego superwojownika, bo choć deklaruje, że jest najsilniejszym człowiekiem na świecie, to w przypadku przewagi wroga i tak nie ma szans na wygraną. Jaka to miła odmiana! Założenia fabularne też wyglądają na dość ciekawe i choć pierwszy odcinek był zaledwie wstępem do historii, to z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
Status: duży kredyt zaufania

Ushio to Tora 


Opis: Ushio zawsze sądził, iż gadanina jego ojca o tym, że ich przodek pokonał demona i przykuł go do skały za pomocą legendarnej włóczni, to stek bzdur. Pewnego dnia odkrywa jednak przez przypadek, że w podziemiach magazynu faktycznie jest uwięziony potwór. Aby ocalić przyjaciół przed nacierającymi demonami, Ushio uwalnia więźnia. Czy zdoła go jednak potem powstrzymać?
Pierwsze wrażenie: Ostatnio nastała moda na wskrzeszanie trupów, remaki znanych serii i adaptacje popularnych mang starej daty. Ushio to Tora jest stareńkim shounenem, a pierwszy odcinek jest dowodem na to, że będzie to typowy przedstawiciel gatunku. Mamy głównego bohatera – trochę nierozgarniętego i bardzo niezorientowanego – który przez przypadek nabywa moc i wchodzi w kontakt z demonem. Mamy też Torę, demona, który już w pierwszym odcinku udowodnił, że warto oglądać to anime tylko dla jego tekstów. Jak w przypadku takich serii bywa, pewnie skończy się na niezliczonych pojedynkach z czyhającymi na ludzkość poczwarami. Opening daje nadzieję, że pojawi się sporo dorosłych postaci, nie będziemy więc mieli do czynienia z bandą dzieciaków ratujących świat. Podoba mi się też to, że tym razem nikt nie szalał z modernizowaniem kreski, dzięki czemu z łatwością można się wczuć w klimat. Na koniec dodam, że bardzo lubię serie oparte na motywie youkai i demonów, więc dla mnie to pozycja obowiązkowa.
Status: duży kredyt zaufania

Working!!!


Opis: Kolejny, trzeci już sezon komedii o (nie)zwyczajnych pracownikach pewnej restauracji.
Pierwsze wrażenie: Pierwszy odcinek jest bardzo sympatycznym i dość naturalnie poprowadzonym przypomnieniem gromadki pracowników restauracji i skomplikowanych relacji pomiędzy nimi. Przyznam, że pozytywnie nastawiłam się do tej kontynuacji, bo zdążyłam nieźle polubić bohaterów (zwłaszcza kucharzy, kucharze rządzą!) i jestem ciekawa, jak potoczą się och dalsze losy. Mam tylko nadzieję, że poziom żartów nie spadnie.
Status: kredyt zaufania

środa, 8 lipca 2015

Sezon anime wiosna 2015 - końcowe wrażenia



Sezon w pięciu punktach – podsumowanie wiosny 2015

Po krótkiej przerwie, spowodowanej głównie brakiem czasu i ciągłymi wyjazdami w okolicach marca i kwietnia, powracam do publikowania moich wrażeń na blogu (choć w nieco zmienionej formie). Na początek krótkie podsumowanie oglądanych przeze mnie anime, które zakończyły się w sezonie wiosennym.

Ansatsu Kyoushitsu 


+ jeden z najlepszych endingów sezonu,
+ postać nauczyciela, czyli idealnego pod każdym względem belfra-mentora, który tak poza tym jest żółtym stworem z mackami i chce zniszczyć Ziemię,
+- założenie wyjściowe, czyli klasa poluje na niepokonanego nauczyciela, który przy okazji jest najlepszym belfrem na świecie – choć pomysł brzmi ciekawie, to realizacja się posypała; już całe to szkolenie dzieciaków na zabójców jest pomysłem o tyleż moralnie kontrowersyjnym, co chybionym, bo w efekcie otrzymujemy idiotyczną sielankę – niby uczniowie chcą zabić nauczyciela, ale tak naprawdę za bardzo się nie starają,
+- bohaterowie, czyli klasa E – zważywszy na ich liczbę, poszczególnym bohaterom poświęcone zostało mało czasu, w efekcie czego bliżej poznajemy tak naprawdę tylko kilka osób, a reszta pełni niewdzięczną rolę statystów,
- ogólne wrażenie: anime stara się łączyć ze sobą okruchy życia, komedię i akcję, więc w efekcie otrzymujemy wielkie nie wiadomo co; część odcinków jest nudna i nieciekawa, a część pomysłów przerysowana i zwyczajnie idiotyczna (jak na przykład test z matematyki zwizualizowany jako walka z potworami, litości).
Moja ocena: 6/10

Danna ga Nani o Itteiru ka Wakaranai Ken 2nd Season 

+ seria dalej jest sympatyczna i urocza,
+ pod względem technicznym anime utrzymuje ten sam poziom co poprzedni sezon,
+- po serii złożonej z kilkuminutowych odcinków trudno oczekiwać złożonej i wartkiej fabuły, ale w tym sezonie epizodyczność była wyeksponowana aż do przesady... szkoda też, że nie rozwinięto bardziej wątku dziecka, twórcy powrócili do tego problemu dopiero pod koniec sezonu,
- mam wrażenie, że anime stało się jakby mniej zabawne,
- odcinki o niczym, które zapełniły większość czasu antenowego – ani ziębiły, ani grzały, a nudziły strasznie.
Moja ocena: 5/10

Fate/stay night: Unlimited Blade Works 2nd Season 


 + warto obejrzeć dla samej dopieszczonej animacji i bardzo dobrego soundtracku,
+ pełnokrwiste postacie – co tu dużo mówić, główny bohater jest nad wyraz irytujący, ale taki miał właśnie być, za to w moim odczuciu Lancer i Gilgamesz ratowali tę serię, Rin i Archer też stanowili bardzo interesujący duet,
+- intryga jest dość skomplikowana, więc jeśli nie oglądało się wcześniejszego filmu lub nie grało w grę, można się nieźle wciągnąć... problem w tym, że większość fanów serii Fate zna pierwowzór lub poprzednią adaptację,
- walki – nie zrozumcie mnie źle, animacja była świetna, szkoda tylko, że bohaterowie wymieniali kilka ciosów, potem gadali pół odcinka, a potem znowu kilka ciosów... po pewnym czasie to stawało się po prostu nudne,
- ogólne przegadanie – to dziwne, ale to anime cierpi na przypadłość odwrotną niż większość serii: dostało zbyt wiele czasu antenowego, który trzeba było jakoś zapchać, więc bohaterowie rozmawiali, gadali, prowadzili monologi wewnętrzne, a w międzyczasie myśleli nad swoim życiem, ideałami i innymi niezwykle istotnymi sprawami, które obchodziły widza tyle co zeszłoroczny śnieg, bo w końcu większość osób ogląda tego typu serie dla widowiskowych pojedynków, a nie dla ględzenia w kółko o tym samym.
Moja ocena: 7/10

Hibike! Euphonium 


+ najlepsza seria KyoAni od czasów Hyouki – i to nie tylko ze względu na oprawę techniczną, której wysoki poziom jest już standardem dla tego studia, ale ze względu na adaptowany materiał (z drugiej strony porządną adaptację powieści też trzeba umieć zrobić),
+ okruchy życia, które wreszcie są okruchami życia, seria miała być o szkolnej orkiestrze, więc oglądaliśmy problemy szkolnej orkiestry i o dziwo wcale nie przeszkadzało, że większość bohaterów to słodkie dziewczynki ze skłonnością do robienia słodkich rzeczy,
+ bohaterowie – niezwykle charakterne i zapadające w pamięć bohaterki, wymykające się szablonom, poza tym w serii pojawia się także kilka sympatycznych postaci płci mniej pięknej,
+- wątek Kumiko x Reina – KyoAni odkryło, że homo-podteksty się sprzedają, więc uraczyło widownię kilkoma scenami, które można sobie interpretować na zasadzie „czy to jest przyjaźń, czy to już kochanie”, dzięki czemu wśród fanów yuri zawrzało... co w sumie jest zabawne, bo ponoć w powieści takiego wątku w ogóle nie ma,
+- otwarte zakończenie – z jednej strony pewne wątki zostały zakończone, z drugiej aż się ma nadzieję na dalsze sezony.
Moja ocena: 9/10

JoJo no Kimyou na Bouken: Stardust Crusaders 2



+ Ora! Ora! Ora! Ora! Ora! Ora! Ora! i Muda! Muda! Muda! Muda! Muda! Muda! Muda! A poza tym walec!
+ ciekawe, emocjonalne pojedynki – i nieprzewidywalne (jak na standardy shounenów), bo w sumie nigdy nie było wiadomo, co znowu wykombinują bohaterowie,
+ standardowe dla serii groteskowe poczucie humoru i świadome bawienie się schematem (aczkolwiek rzadkie jego łamanie), ciągłe komentowanie oczywistych oczywistości, zawsze wykrzykiwane dialogi oraz ogólne przerysowanie wszystkiego – od mięśni bohaterów począwszy,
+ animacja i muzyka – choć ta pierwsza mogła być lepsza, to i tak jest nieźle jak na standardy anime emitowanego dłużej niż jeden sezon; muzyce natomiast nie mam nic do zarzucenia,
- całkowite amputowanie charakteru Josephowi – wiem, że trzecia seria JoJo jest o Jotaro, ale i tak nie mogę wybaczyć całkowitego spłycenia tak charyzmatycznej postaci jaką jest Joseph.
Moja ocena: 9/10

Kekkai Sensen 


+ świat przedstawiony – miasto, które nagle połączyło się z Zaświatami, obecnie więc zamieszkane jest przez ludzi, demony, potwory i masę innych dziwnych stworów... przy czym wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego i bardzo szybko dostosowali się do nowych warunków,
+ ogólne wrażenie chaosu i zabawa konwencją – uwielbiam nietypowe historie opowiadane w niby to chaotyczny, a tak naprawdę starannie zaplanowany sposób, wprawdzie nie jest to taki poziom skomplikowania co w Baccano!, ale Kekkai Sensen też daje radę,
+ muzyka – każdy odcinek dostaje swój własny motyw przewodni, często nawiązujący do muzyki klasycznej, poza tym seria ma cudowny ending,
+- fabuła – choć nie przeszkadza mi epizodyczność serii, to mam wrażenie, że nie wykorzystano w pełni potencjału świata i postaci,
- wciąż nie wyemitowano jeszcze ostatniego odcinka, który ponoć ma być dłuższy od pozostałych, dlatego nie mieści się w telewizyjnej ramówce... ile można czekać?
Moja ocena: 8/10 (może ulec zmianie)

Owari no Seraph 


 + ciekawa koncepcja, czyli połączenie wampirów i postapo – wyobraźcie sobie armię ludzi uzbrojonych w demoniczne miecze walczącą z armią wampirów na tle ruin miasta (a wszyscy rzecz jasna w gustownych mundurach),
+ bohaterowie, zwłaszcza Shinoa i Guren, a poniekąd także Yuu i Mika  – pierwsza dwójka, czyli koleżanka głównego bohatera i jego przełożony, są w moim odczuciu  siłą napędową tego anime, więc jeśli ich się polubi, seria „sama się ogląda”; sam protagonista i jego przyjaciel z dzieciństwa są sztampowi aż do bólu, ale sympatyczni; pozostałe postacie były w moim odczuciu bandą statystów,
+ projekt graficzny i muzyka – co tu dużo mówić, postaci są świetnie zaprojektowane, a na ekranie aż roi się od bishoujo i bishounenów; zachwycają również staranne tła; serii towarzyszy całkiem niezły soundtrack i świetne opening i ending,
- fabuła – sztampa na sztampie i sztampą pogania... podczas seansu miałam wrażenie, że oglądam po raz kolejny tę samą serię tylko ze zmienionymi imionami bohaterów; poza tym od razu widać, że anime ledwie liznęło materiał źródłowy (zwłaszcza że zapowiedziano już kolejny sezon) i daleko jeszcze do wyjaśnienia głównej intrygi,
- animacja – to aż bolało, takie ładne projekty postaci, a ruszają się, jakby kij połknęły... szczytem szczytów były „walki” w 10 i 11 odcinku: zero dynamizmu, za to mnóstwo cięć, statycznych ujęć i innych typowych oszczędzaczy pieniędzy.
Moja ocena: 6/10