Sezon letni zapowiada się bardzo
dobrze. Oprócz kilku kontynuacji i alternatywnych wersji paru serii, mamy sporo
bardzo dobrze się zapowiadających nowych anime. Sezon jest szczególnie szczodry
dla pań – oprócz dwóch całkiem niezłych shoujo dostaniemy także remake kultowej
Czarodziejki
z Księżyca, a także kontynuacje dwóch anime z bishounenami. Rzecz
jasna, dobrych serii akcji też się kilka pojawi.
Jak zwykle opisuję tylko pierwsze
odcinki seriali, które zamierzam oglądać. Pełną rozpiskę anime wychodzących w
tym sezonie można zobaczyć tu.
Akame ga Kill!
Opis serii: Akcja dzieje się w świecie fantasy. Główny bohater,
Tatsumi, wyrusza do Stolicy, żeby zarobić pieniądze i jakoś wspomóc swoją
podupadłą wioskę. Niestety, na miejscu okazuje się, że pod rządami Pierwszego
Ministra, który sprawuje władzę w imieniu młodocianego cesarza, miasto zmieniło
się w siedlisko wszelkiego zła i zepsucia. Po tym, jak sam prawie pada ofiarą tego
szaleństwa, Tatsumi dołącza do grupy zabójców, która próbuje zapobiec
bezprawiu, bezlitośnie zabijając zbrodniarzy.
Pierwsze wrażenie:
Już w pierwszej minucie rzucił mi się w oczy kompletnie
idiotyczny projekt bestii, z którą walczył główny bohater. Ten ziemny smok
wyglądał, jakby mordka mu zastygła w trwałym zacieszu... cóż, w każdym razie, z
której by strony nie patrzeć, nie był przerażający.
Sam odcinek nie wypadł w moim odczuciu zachęcająco. Po
pierwsze, protagonista jest totalnym burakiem bez mózgu, a ja bardzo nie lubię
takich postaci. Po drugie, pozostali bohaterowie też nie zapowiadają się
lepiej. Jakoś nie przekonuje mnie grupa zabójców przypominająca dziwaczny
szkolny klub. Na domiar złego coś jest mocno nie tak z moralnością tych
postaci. „Urządzamy tym złym krwawą rzeźnię, więc jesteśmy dobrzy, a przy
okazji, okradanie naiwnych wieśniaków wcale nie jest nieetyczne.” Serio?
Bardzo zgrzytało mi także nieudolne łączenie krwawej jatki
z nagłymi atakami scen humorystycznych. Rozumiem, że to anime ma być utrzymane
raczej w komediowo-przygodowej konwencji, ale gagi zaraz po pokazaniu śmierci
postaci sprawiły, że ta emocjonująca (w zamierzeniu) scena nie obudziła we mnie
współczucia dla bohatera, a spowodowała jedynie wzruszenie ramion.
Seria zapowiadała się na mroczne
fantasy, a jest zwyczajnie dziecinna... ale mimo wszystko dam temu anime szansę,
może później się rozkręci.
Ao Haru Ride
Opis serii: Futaba Yoshioka ma parę powodów, dla których chce na
nowo odbudować swój wizerunek, kiedy trafia do liceum. W gimnazjum spotkała się
z ostracyzmem i niechęcią ze strony koleżanek, a wszystko przez swoje urocze,
dziewczęce zachowanie... poza tym z powodu nieporozumienia nie była w stanie
wyznać swoich uczuć Tanace, chłopakowi, który jej się podobał.
Jako licealistka robi wszystko,
by zachowywać się jak rasowa chłopczyca i nie dać koleżankom powodu do
zazdrości. Pewnego dnia spotyka znowu Kou Tanakę, jednak ten z powodu rozwodu
rodziców zmienił nazwisko na Kou Mabuchi. Chłopak mówi jej, że kiedyś czuł do
niej to samo co ona, ale od tej pory minęło sporo czasu i nic już nie może być
jak dawniej.
Pierwsze wrażenie:
Jedno jest pewne – Japonki mają naprawdę
ciężkie życie w szkole.
Właściwie to powyższy opis fabuły
dokładnie streszcza pierwszy odcinek tego anime. Cóż tu dużo mówić – wreszcie
szykuje się jakieś mniej typowe shoujo, bo i sam sposób wprowadzenia wątku
romantycznego, i relacje między postaciami na razie zdają się wymykać kliszom. Może
nawet seria bardziej skręci w stronę anime obyczajowego i nie będzie skupiała
się na samym romansie?
Z drugiej strony, sami
bohaterowie na razie nie wzbudzili we mnie jakiejś szczególnej sympatii. Futaba
zachowuje się, jakby ktoś ukradł jej kręgosłup, a Kou irytował mnie swoim
sposobem bycia – w zamyśle twórców jego nagła opryskliwość miała być chyba
tajemnicza, ale dla mnie chłopak wypadł na typowego oziębłego dupka.
Barakamon
Opis serii: Za karę za uderzenie sławnego mistrza kaligrafii młody
i przystojny kaligraf Seishu Handa zostaje wysłany na maleńką wyspę. Jako ktoś,
kto chlubi się tym, że nigdy nie postawił nogi poza miastem, Handa ma nie lada
kłopoty, próbując się przyzwyczaić do swoich nowych, dziwacznych sąsiadów:
ludzi podróżujących traktorami, niespodziewanych gości, którzy nigdy nie
używają frontowych drzwi, a także wkurzających dzieciaków uważających jego dom
za plac zabaw. Czy mieszczuch da sobie radę z tymi szalonymi przeszkodami?
Pierwsze wrażenie:
To anime jest absolutnie urocze
na tak wiele sposobów, że aż nie wiem, od czego zacząć. Kreska jest naprawdę
ładna, a muzykę dopasowano do tego, co widzimy na ekranie. A widzimy sporo:
cholerycznego i wybuchowego Handę, który właśnie pojął, że trafił do osobistego
piekła (choć nie mija wiele czasu, nim bohater odkryje, że piekło zaczyna mu
przypominać niebo), upierdliwie pomocnych sąsiadów i irytującego dzieciaka,
który jak na tego typu postać jest naprawdę uroczy. Co więcej, wszyscy ci
bohaterowie są pełnokrwiści, a ich charaktery nie wyglądają na odbijane z
innych serii przez kalkę.
Tym, co ostatecznie mnie kupiło,
jest humor, który idealnie trafił w moje gusta. Wydaje mi się także, że anime
będzie również poruszać poważniejsze wątki – z drugiej strony może to być po
prostu idylliczna seria, która będzie gloryfikować życie na wsi. Tak czy
inaczej, będę oglądać.
Bishoujo Senshi Sailor Moon:
Crystal
Opis serii: Remake kultowej Czarodziejki z księżyca – tym razem
anime ma bardziej trzymać się mangi.
Pierwsze wrażenie:
Potężnie powiało nostalgią, w
końcu to pierwsze anime, jakie oglądałam, i legenda mojego dzieciństwa. Samą
historię, która zostanie opowiedziana, już znam na wylot, więc pod tym względem
się nie mogę rozczarować. Postaci też się nie zmieniły: Usagi jest taką samą
irytującą idiotką (i za to ją kochamy), a Tuxedo jak zwykle powiewa i roztacza
aurę bishounena. Trochę natomiast potrwa, zanim przyzwyczaję się do nowych
głosów bohaterów (i nowych-starych, bo choć Usagi ma tę samą seiyu, to głos Kotono
Mitsuishi trochę się zmienił przez te
lata).
Tym, co zmieniło się jednak
najbardziej, jest strona graficzna. Na początku trochę trudno było mi się przyzwyczaić
się do nowych projektów postaci, ale trzeba przyznać, że są ładne i bardziej
przypominają mangowe. Spodobały mi się też rozmyte, pastelowe tła, stylizowane
na odręcznie rysowane – to dość nietypowy jak na czasy współczesne zabieg, ale
stanowi wyraziste nawiązanie do pierwszej wersji Czarodziejki. Nie podoba
mi się natomiast całkowita rezygnacja z chibi – dzięki temu bohaterka wydaje
się poważniejsza niż w pierwszej serii, ale mimo wszystko trochę mi szkoda, że
z anime wycięto humorystyczne sceny i zubożono mimikę. No i dochodzimy do
największej wady nowej odsłony Czarodziejki: komputerowej animacji
zastosowanej do transformacji Sailor Moon i użytej w openingu. Wygląda to po
prostu koszmarnie i pokracznie, a przy tym podczas przemiany Usagi ma dziwnie
długie i nieproporcjonalne ręce.
Wszyscy narzekają, że jest nowy
opening... mnie też żal klasycznego, ale ten jest całkiem niezły, a
towarzysząca mu animacja wyraźnie nawiązuje do stylistyki pierwszego anime. Z
kolei ending jest nawet ładny, ale taki jakiś... zwyczajny i trochę bez polotu.
Mimo wszystkich wymienionych
przeze mnie nie do końca udanych zmian nowa wersja ma jedną zaletę: zabiera w
podróż do przeszłości. Choć obyło się bez pisków wewnętrznego fangirla, to na
pewno będę z niecierpliwością wyczekiwać na kolejne odcinki (niestety, są
emitowane co dwa tygodnie).
Free! 2
Opis serii: Kontynuacja serii o przygodach pewnego klubu
pływackiego.
Pierwsze wrażenie:
Dalszy ciąg przygód pływaków
zachowujących się jak baby zupełnie mnie nie rozczarował. Już od pierwszych
minut widać, że dostaniemy to samo, co w serii poprzedniej: gołe klaty i
obcisłe kąpielówki, czyli fanserwis dla pań podniesiony do kwadratu wysoką
jakością animacji ze studia KyonAni. Osobiście oglądam tę serię głównie po to,
żeby się pośmiać, więc fabuła jako taka nie jest dla mnie najważniejsza (bo czy
ktoś w ogóle ogląda takie anime dla fabuły?), ale po pierwszym odcinku wyczuwam
nowe traumy i przedramatyzowane problemy bohaterów, czyli dalszy ciąg tego, co
zobaczyliśmy w poprzednim sezonie.
Zaprezentowany w pierwszym
odcinku opening jest całkiem niezły, z kolei nowy ending to czysty fanserwis,
którego nie da się oglądać na poważnie – z drugiej strony nie jest aż tak
fazowy jak piosenka końcowa z pierwszego Free.
Gekkan Shoujo Nozaki-kun
Opis serii: Sakura Chiyo wyznaje miłość swojemu ukochanemu
Nozakiemu, ale ten bierze ją za swoją fankę – okazuje się, że chłopak jest
autorem poczytnych mang shoujo. Nozaki zaprasza Sakurę do swojego domu, gdzie
składa jej niespodziewaną propozycję...
Pierwsze wrażenie:
Szykuje się albo bardzo naiwny
romans, albo całkiem zabawna komedia – albo wręcz oba naraz. To anime jest
baaardzo, bardzo głupie, a główni bohaterowie mają razem może z pięć punktów IQ.
Mam nadzieję, że seria pójdzie raczej w stronę komedii, bo ciężko będzie
wykrzesać ciekawy romans z bohaterem mniej więcej tak charyzmatycznym jak stół
i protagonistką, która nie potrafi dokończyć żadnego zdania. Od strony
komediowej anime wypada dużo lepiej, niektóre sceny – jak choćby ta z rowerem –
były autentycznie śmieszne.
Z kolei muzyka wypada bardzo blado
(dawno nie słyszałam tak kiepskiego openingu), a i od strony graficznej anime
nie ma się za bardzo czym pochwalić: tła są wyjątkowo puste, a wszyscy
bohaterowie są rysowani na jedno kopyto.
Co tu dużo mówić: Gekkan
Shoujo to bardzo głupiutkie i odmóżdżające anime i da się je oglądać
tylko z przymrużeniem oka.
Kuroshitsuji: Book of Circus
Opis serii: Seria stanowi adaptację mangowej historii o Cyrku.
Pierwsze wrażenie:
Pierwsze anime Kuroshitsuji
w pewnym momencie rozeszło się z mangą, a drugie było kontynuacją wymyślonej na
potrzeby anime historii i bardzo mnie rozczarowało. Twórcy postanowili jednak
nie zarzynać kury znoszącej złote jaja i tym razem wracają do oryginalnej
opowieści z mangi.
Podchodzę do tego anime nieco
sceptycznie (pomna rozczarowania poprzednimi sezonami), ale z dużą nadzieją – seria
ma być adaptacją mojego ulubionego fragmentu mangi, poza tym może tym razem się
uda uniknąć bezsensownych zmian w scenariuszu.
Pierwszy odcinek Book
of Circus był typowo wprowadzający – stanowił kompilację paru historii
z pierwszego i drugiego tomu mangi – ale już pod koniec historia płynnie
przeszła do wydarzeń z szóstego tomu. Pod
względem graficznym seria wypada jednak dużo gorzej od poprzedniczek (choć jak
sobie przypominam niektóre odcinki z drugiego sezonu, to nie jest najgorzej), choć
muzyka nadal trzyma poziom. Podoba mi się natomiast piosenka z końcówki
pierwszego odcinka (która prawdopodobnie będzie openingiem) – wpadającej w ucho
piosence towarzyszy intrygująca animacja.
Re: Hamatora
Opis serii: Kontynuacja Hamatory,
serii o detektywach z dziwnymi mocami.
Pierwsze wrażenie:
Nie jest to seria, po której
spodziewam się czegoś nadzwyczajnego – po prostu chcę zobaczyć, jak się skończy
cała historia. Wygląda na to, że sytuacja w mieście po incydencie z
poprzedniego sezonu nieco się ustabilizowała (choć widać, że twórcy nie poszli
na łatwiznę i te wydarzenia naprawdę odbiły się na otoczeniu bohaterów i
stosunku zwykłych ludzi do posiadaczy Minimum) i wracamy do schematu jeden
odcinek = jedna sprawa.
Zagadka z pierwszego epizodu
zupełnie mnie nie przekonała. Główna „niespodzianka” odcinka, pomijając
przewidywalność, była po prostu głupia... bo właściwie po co to wszystko miało
być? Ani to zabawne, ani wzruszające, a zaskoczyć mogło tylko jakiegoś
bezkrytycznego głupka. Wydarzenia z tego odcinka przypomniały mi, co tak bardzo
przeszkadzało mi w sezonie pierwszym: totalnie niestrawny czarny humor, który
obrzydza zamiast śmieszyć. Jak widać, i w kontynuacji Hamatory tego nie
unikniemy.
Z kolei animacja stoi na wyższym
poziomie niż w poprzednim sezonie – czyżby studio przeznaczyło na tę serię
większy budżet? Projekty postaci zostały ugładzone: brak jest tych jaskrawych
kolorów i dziwnych gradientów na włosach, ba, nawet podczas „odpalania” mocy
nie pojawia się już pstrokacizna... Przyznam, że teraz wszystko bardziej mi się
podoba.
Szkoda tylko, że po uważnym
obejrzeniu openingu można przewidzieć, jak skończy się całe anime...
Sengoku Basara: Judge End
Opis serii: Anime jest adaptacją gry Sengoku Basara 3 i stanowi alternatywną wersję wydarzeń z filmu Sengoku
Basara:The Last Party.
Pierwsze wrażenie:
Jako wielka fanka animowanego Sengoku
Basara nie mogłam przegapić kolejnej telewizyjnej adaptacji gry.
Pierwszy odcinek można podsumować krótko: czeka nas mnóstwo akcji, przepakowani
bohaterowie, pojedynki na śmierć i życie oraz totalne pogwałcenie prawdy historycznej,
czyli jednym słowem – faza. Przyznam, że fajnie było usłyszeć po raz kolejny,
jak Date Masamune szarżuje na wroga z okrzykiem „Ar ju redi gajs?”, a Yukimura
i jego mistrz tłuką się po pyskach, wrzeszcząc na przemian „Yukimura!” i „Oyakata-sama!”.
Pozytywnym zaskoczeniem był za to
opening – nie jest tak fazowy, jak czołówka z pierwszego Sengoku Basara, ale bardzo
lubię japońskie darcie mordy w wykonaniu grupy Fear, and Loathing in Las Vegas,
więc piosenka mi się podoba.
Najbardziej zmieniła się,
niestety, grafika – barwy są bardziej przygaszone i całość przestała wyglądać
jak żywcem przeniesiona z gry, za to animacja wyraźnie straciła na jakości.
Sword Art Online II
Opis serii: Adaptacja kolejnych light
novel z cyklu Sword Art Online.
Pierwsze wrażenie:
Kiedy usłyszałam o planowanej
kontynuacji SAO, nieco się zdziwiłam – na miejscu bohaterów tego anime nie
tknęłabym więcej żadnego komputera nawet trzymetrowym kijem, więc zdziwiłam
się, że autor postanowił ich dalej torturować grami, które zabijają ludzi. Po
obejrzeniu odcinka stwierdziłam jednak, że sposób zawiązania akcji jest
akceptowalny, a nowa gra dużo bardziej mi się podoba niż ta z elfami. Tym razem
będziemy mieć do czynienia z zagadką kryminalną, więc liczę na dobrą fabułę.
W drugim sezonie pojawi się też
nowa bohaterka, jednak na razie tylko mignęła w samej końcówce odcinka, więc za
wiele nie da się o niej powiedzieć. Ze starej obsady na planie obecni będą na
pewno Kirito z Asuną, więc fani ich związku z pewnością się nie zawiodą.
Już w pierwszym odcinku widać wszystkie
zalety i wady tej serii: do tych pierwszych należy przede wszystkim ładna
grafika i ciekawe pomysły, do drugich – widoczne jak na dłoni przegadanie, na
siłę wciskana dramaturgia i pretensjonalne rozmowy. Jeśli komuś więc nie
podobało się pierwsze Sword Art Online, nie powinien
dręczyć się oglądaniem drugiej serii. Dla mnie jest to jednak czysto
rozrywkowe, niewymagające anime rozrywkowe – i jako takie ogląda mi się je
bardzo dobrze.
Tokyo ESP
Opis serii: Główną bohaterką tego science fantasy jest Rinka, uboga licealistka, która mieszka w
Tokio wraz ze swoim ojcem. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, ściga “latającego
pingwina” na szczyt Nowej Tokijskiej Wieży i nagle widzi „pływające w powietrzu
ryby”. Jedna z nich „przechodzi” przez Rinkę i obdarza ją niezwykłymi mocami, o
jakich nie śniło się zwykłym ludziom – w szczególności umiejętnością przenikania
przez różne obiekty.
Pierwsze wrażenie:
Powyższy opis jak na razie nijak
ma się do tego, co zobaczyliśmy na ekranie. Pierwszy odcinek bez żadnego
wprowadzenia od razu wrzuca nas w akcję. Początkowo trochę trudno było mi się
połapać, kto kogo bije i dlaczego, ale pod koniec odcinka rysował się już całkiem
jasny obraz sytuacji. Szkoda tylko, że niczego się nie dowiedziałam o
motywacjach bohaterów, którzy biorą udział w krwawej jatce, jaką nam
zaprezentowano.
Seria, ogólnie rzecz biorąc, nie
powala, ale sam pomysł, żeby rozpocząć anime od ataku złych esperów na rząd (takie
akcje w seriach przygodowych zazwyczaj mają miejsce w finale) ma spory
potencjał, więc warto zobaczyć, co twórcy zdołają z tego wycisnąć. Podejrzewam
jednak, że skończy się na typowym mrocznym shounenie, w którym postaci będą co
pięć minut użalać się nad swym losem i przeżywać kolejne traumy.
Poza ciekawym wyjściowym pomysłem
anime prezentuje się wybitnie nijako. Bohaterowie wydali mi się mało
interesujący, muzyka całkiem niezauważalnie płynęła sobie w tle, a szata
graficzna była wybitnie uboga, szczególnie w porównaniu z innymi seriami akcji z
tego sezonu. Seria jest mimo wszystko oglądalna, ale do wybitności na pewno jej
daleko.
Tokyo Ghoul
Opis serii: W Tokio pojawiły się „ghule”, istoty, które pożerają
ludzi. Tożsamość i pochodzenie tych potworów owiane są tajemnicą, nic więc
dziwnego, że mieszkańcy miasta drżą przed nimi ze strachu. Kiedy zwykły student
Kaneki spotyka Rize, dziewczynę, która tak jak on jest miłośniczką literatury,
nie spodziewa się, że jego życie ulegnie diametralnej zmianie.
Pierwsze wrażenie:
Kolejne bardzo dobrze rokujące
anime. W zapowiedzi była mowa o dark
fantasy i horrorze i już od pierwszych
sekund mamy krwawą jatkę i psychopatycznych bohaterów – czyli jest dobrze. Pierwszy
odcinek to typowe wprowadzenie, ale bardzo dobrze zrobione. Co tu dużo mówić,
wszystko, co widzimy na ekranie, jest niezwykle klimatycznie, począwszy od
wydarzeń, poprzez pięknie zanimowane pogrążone w ciemności miasto, a
skończywszy na nastrojowej, podniosłej muzyce (w tego typu serii bardzo dobrze
sprawdzają się chóry i ograny). Do tego anime może się pochwalić ciekawymi
projektami postaci – zwłaszcza ghuli – i świetną animacją walki. Dobrze skonstruowani
są także bohaterowie: to zwykli, przeciętni, ale nie nijacy ludzie. Podobają mi
się także dialogi – to świetnie napisane żywe rozmowy, a nie napuszone
przemowy, których nikt normalny nigdy by nie wygłosił.
Jak na razie anime zapowiada się
na jeden z hitów sezonu – mam nadzieję, że nie zawiedzie moich oczekiwań.
Zankyou no Terror
Opis serii: W alternatywnej rzeczywistości Tokio zostało
zdziesiątkowane przez nagłe ataki terrorystyczne. Jedyną wskazówką, która może
pozwolić na odnalezienie sprawców tych wydarzeń, są filmy wideo publikowane w
Internecie. Policja, zbita z tropu enigmatycznymi wskazówkami, nie potrafi
powstrzymać paranoi, która ogarnia ludzi.
Podczas gdy cały świat szuka
złoczyńcy, którego można będzie oskarżyć o spowodowanie tej tragedii, dwaj
tajemniczy chłopcy – dzieci, które nie powinny istnieć – mistrzowsko przeprowadzają
swój diaboliczny plan. Nine i Twelve, bo takie imiona noszą, tworzą razem „Sfinksa”
– tajną organizację, która ma sprawić, że ludzie otrząsną się z marazmu.
Pierwsze wrażenie:
Kolejna niezwykle klimatyczna
seria i jedno z najlepiej zapowiadających się anime, co nie powinno dziwić,
jeśli spojrzy się na listę osób odpowiedzialnych za jego stworzenie. Reżyserem
jest sam Shin'ichirou Watanabe (Cowboy Bebop,
Samurai Champloo), a za muzykę
odpowiada Youko Kanno.
Pierwszy odcinek był bardzo
enigmatyczny, ale świetnie zrealizowany. Wielką zaletą serii są postacie: na
pierwszy rzut oka wydają się typowe, ale kiedy bliżej się przyjrzeć, widać, że
każda z nich ma głębię. Anime jest też naprawdę dopracowane pod względem
animacji, a kreska robi spore wrażenie. Odcinkowi towarzyszyły śliczne
graficznie i nietypowe muzycznie opening i ending, które kupiły mnie już od
pierwszych sekund.
Dawno nie oglądałam anime, które
tak bardzo zaciekawiłoby mnie już od pierwszych minut, więc z pewnością będę
oglądać.