niedziela, 18 stycznia 2015

Sezon zima 2015 - pierwsze wrażenia

Zimowy sezon anime sponsoruje literka K jak Kontynuacje. Cóż, gdyby nie to, że doczekaliśmy się dalszego ciągu kilku serii, nie miałabym czego oglądać, bo z nowości zainteresowały mnie zaledwie dwa tytuły. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – po pierwsze, kontynuacje Kamisama Hajimemashita i JoJo, że już o Durararze nie wspomnę, gwarantują udany sezon. Po drugie, pozostało mi do oglądania całkiem sporo dwusezonowych anime, które zaczęły się jesienią i wciąż trwają, więc nudzić się na pewno nie będę.
Jak zwykle opisuję tylko pierwsze wrażenia z tych serii, które postanowiłam oglądać. Pełną rozpiskę zimowego sezonu można odnaleźć między innymi tu.

Ansatsu Kyoushitsu 


Opis: W pewnej szkole jest sobie nie całkiem typowa klasa – utworzona została bowiem z samych nieudaczników, którzy nie radzili sobie w nauce. Pewnego dnia do szkoły przybywa nowy nauczyciel i postanawia zająć się nieszczęsną klasą E. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nowy belfer nie był ośmiornicopodobnym, superszybkim i supersilnym kosmitą, który właśnie rozwalił Księżyc i chce to samo zrobić z Ziemią... o ile nie powstrzymają go przed tym jego uczniowie. 
Pierwsze wrażenie: Wiedziałam, że ta seria będzie dziwna, ale nie spodziewałam się, że aż tak. W zapowiedziach widniały informacje, że mamy do czynienia z anime nastawionym na komedię i akcję, a dostaliśmy takie... w sumie nie wiadomo co. Mam bowiem przedziwne wrażenie, że to będzie typowa, „podnosząca na duchu” seria z łopatologicznym przesłaniem „choć jesteście nieudacznikami, odpowiedni nauczyciel-mentor sprawi, że zabłyśniecie”. Z drugiej strony sam pomysł na klasę zabójców, próbującą za wszelką cenę załatwić własnego belfra (bo nagrodę pieniężną za to można dostać), który nic sobie nie robi z ich wysiłków, brzmi na tyle oryginalnie, że dam szansę temu anime.
Po pierwszym odcinku niewiele można powiedzieć o bohaterach – spośród postaci wybił się tylko nasz (o ile się nie mylę) protagonista, który jest trapem. Cały czas byłam przekonana, że Nagisa jest dziewczyną, z błędu zostałam wyprowadzona dopiero mniej więcej w połowie odcinka. W każdym razie chłopak ma tendencje do emo przemów, czym mojej sympatii nie wzbudził... W przeciwieństwie do Koro-senseia, który pomimo swoich macek i wiecznie wyszczerzonej gęby jest całkiem uroczy. A w dodatku głos podkłada mu Jun Fukuyama. 


Death Parade


Opis: Po śmierci ludzie idą do nieba lub do piekła. Jednak czasami trafiają do Queen Decim, baru prowadzonego przez tajemniczego, białowłosego Decima. Ten zmusza przybyszów, by wzięli udział w Death Game, w której stawką są ich życia. Gra zawsze ujawnia prawdziwą naturę biorących w niej osób, a tajemniczy barman decyduje, która z nich trafi do raju, a która zostanie potępiona.
Pierwsze wrażenie: Anime jest rozwinięciem pomysłu z jednoodcinkowego Death Billiards, które obejrzałam i które całkiem mi się spodobało. Jeśli chodzi o serię telewizyjną, to już na pierwszy rzut oka przedstawia się nieźle – kreska jest naprawdę ładna, a dbałość o detale (zwłaszcza jeśli przyjrzeć się uważniej wnętrzu Queen Decim) wręcz zadziwia. Od razu widać, że to anime będzie niezwykle klimatyczną i utrzymaną w poważniejszej tematyce serią.
Pierwszy epizod podąża według tego samego schematu, co odcinek specjalny – dwoje osób trafia do baru i musi wziąć udział w śmiertelnej grze. W pomysłowy sposób ukazano reakcje ludzi na ekstremalną sytuację, w której się znaleźli, choć dramat bohaterów nieco trącił telenowelą. Podobała mi się za to niejednoznaczność zakończenia, które widz może różnie interpretować. Przyznam jednak, że bardziej niż przybywający do baru ludzie zainteresowała mnie jego obsługa (zwłaszcza że opening i ending sugerują, że tych osób pojawi się więcej). 


Durarara!!x2 Shou 


Opis: Pierwsza część drugiego sezonu anime o wariatach z Ikebukuro.
Pierwsze wrażenie: Aaaaaaaaaaaaaaaawwwwwwwwwwwwwww!
Wybaczcie moją chaotyczną relację, ale jest to anime, na którego kontynuację czekałam z nadzieją od lat i w końcu się doczekałam (choć i tak radość psuje nutka żalu, że nie jest to kontynuacja siostrzanej serii Baccano). Już sam opening wzbudził we mnie tylko pozytywne uczucia – być może piosenka nie jest jakoś szczególnie wybitna, ale taka durarararowa, że od razu czuje się szalony klimat tego anime. Opening i ending sugerują też, że w nowym sezonie pojawi się naprawdę wiele nowych postaci, co dodatkowo zachęca do oglądania.
Pierwszy odcinek jest w większości przypomnieniem co ważniejszych postaci, choć powoli wprowadza także nowe wątki (jak choćby sprawę grasującego po Ikebukuro mordercy). W każdym razie dobrze było znów zobaczyć moich ulubionych bohaterów. Już zapomniałam, jak bardzo stęskniłam się za parszywą, wredną mordą Izayi, bandą otaku z vana (swoją drogą, jak oni mogli sobie rąbnąć na drzwiach tę irytującą siostrzyczkę z anime Mahouka Koukou no Rettousei? Bezguście :P), nie mówiąc już o Celty i Shinrze, których wątek nadal jest najbardziej uroczym wątkiem romantycznym w historii anime.  
Pierwszy odcinek DRRR pozostawił po sobie niezwykle pozytywne wrażenia – jedyną jego wadą jest to, że na następny trzeba czekać cały długi tydzień...


JoJo no Kimyou na Bouken: Stardust Crusaders 2


Opis: Kontynuacja drugiego sezonu JoJo, w którym dzielny Jotaro et consortes docierają wreszcie do Afryki, gdzie przyjdzie im się zmierzyć z licznymi wrogami.
Pierwsze wrażenie:
Anime jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego JoJo, czytaj: niewyrafinowanego mordobicia ciąg dalszy. Jak zwykle jest groteskowo, zabawnie, chwilami niesmacznie, a testosteron aż wycieka z ekranu. Jedyna zmiana polega na tym, że do drużyny Jotaro dołącza Iggy – pies tak groteskowo ohydny, że przyznałam mu zaszczytne pierwsze miejsce wśród obleśnych animowanych psowatych (pokonał nawet to okropieństwo z Shiki, a to nie lada zasługa). Wygląda na to, że seria dalej będzie podążać schematem jeden wróg na dwa tygodnie – a ja tylko czekam, aż wreszcie pojawi się Dio, mój ulubiony antagonista. Jedyne, co mnie rozczarowało, to opening i ending – wszystkie poprzednie piosenki były dużo lepsze, więc dziwię się, że twórcom udało się tym razem tak bardzo pojechać po bandzie.


Kamisama Hajimemashita

 
Opis: Dalszy ciąg perypetii Nanami, zwykłej dziewczyny, która przypadkiem została bóstwem.
Pierwsze wrażenie: Pierwszy sezon tego anime spodobał mi się tak bardzo, że sięgnęłam po mangę, by dowiedzieć się, co będzie dalej. Wygląda na to, że tym razem twórcy skupią się na adaptacji najlepszego wątku z całego komiksu, co niezwykle mnie cieszy. W pierwszym odcinku uproszczono jednak nieco wydarzenia z pierwowzoru, pozbywając się przy okazji jednej dość ciekawej postaci – ale mam nadzieję, że dzięki temu uda się zrealizować całość wątku klątwy Tomoe, który – przynajmniej w mandze – trwał dosyć długo.
Wielką zaletą drugiego sezonu jest znaczna poprawa grafiki. Projekty postaci pozostały takie same, ale animacja jest dużo lepszej jakości (choć dalej jest to poziom shoujo, a nie wysokobudżetowego shounena). Z kolei opening i ending wykonuje ta sama wokalistka co w pierwszej serii i choć są one utrzymane w tym samym klimacie, to te poprzednie podobały mi się znacznie bardziej.


Tokyo Ghoul Season 2


Opis: Kontynuacja anime Tokyo Ghoul.
Pierwsze wrażenie: Pierwszy sezon Tokyo Ghoul okazał się wielkim rozczarowaniem – głównie ze względu na urwane zakończenie, nierozwiązujące żadnego z wątków. Postanowiłam jednak dać szansę kontynuacji, która ponoć ma fabularnie całkowicie odbiegać od mangi, no ale skoro i tak ma nad nią czuwać sam autor, to może doczekamy się jakiegoś sensownego rozwoju wypadków.
Seria zaczyna się w momencie, kiedy skończyła się poprzednia, więc jeśli ktoś nie zna pierwszego sezonu, nie ma szans zrozumieć, o co chodzi, bo zobaczy sam środek konfliktu... Konfliktu, który ni grzeje oglądającego, ni ziębi, bo do odcinka wrzucono fragmenty kilku różnych, losowych walk, przez co trudno jest nadążyć, co się w ogóle dzieje. Chaos powoduje, że choć pojedynki były wizualnie dopracowane, to nie mam pojęcia, co się właściwie stało w tym odcinku – poza tym, że Kaneki nagle zmienił strony. Wychodzi więc na to, iż chłopakowi do reszty odbiło... bo twórcy nie pokusili się choćby o jakiś monolog wewnętrzny, by ukazać nam proces myślowy bohatera i umotywować jego decyzję. Mam nadzieję, że doczekamy się jakichś wyjaśnień, bo to, co zobaczyłam na razie, nie nastraja mnie zbyt optymistycznie do tej serii.

piątek, 2 stycznia 2015

Sezon jesień 2014 - końcowe wrażenia

Koniec grudnia oznacza także koniec jesiennego sezonu anime. Skończyło się całkiem sporo serii; część z nich oglądałam już od lata, a część od października. Jesienią królowała przeciętność – większość tych anime to pozycje dość typowe, które niekoniecznie zapadają w pamięć. Jednak jak zwykle znalazły się pośród nich także prawdziwe perełki.


Akame ga Kill!


Akame ga Kill! to seria, która chciała być oryginalna i wstrząsająca, ale jej nie wyszło. W zamyśle miało pewnie być tak: wrzucamy do serii mnóstwo ciekawych i charyzmatycznych bohaterów, a potem niektórych zabijamy. Dzięki temu widz śledzi z zapartym tchem, co się dzieje na ekranie, nie wiedząc, czy jego ulubieńcy wyjdą cało z opresji. Niestety, Akame ga Kill! nie zostało drugą Grą o Tron z prozaicznego powodu: postacie, które zostają zabite na samym początku, nikogo tak właściwie nie obchodzą, bo są w najlepszym wypadku nieciekawe, a w najgorszym – irytujące. Mało tego, ich śmierć sprawiła, że pomyślałam sobie: oho, w tym anime bohaterowie będą padać jak muchy. No i zamiast trzymać za nich kciuki, zaczęłam obstawiać, kto, kiedy, z czyjej ręki i w jakiej kolejności zginie. Co gorsza – moje przewidywania z grubsza się sprawdziły, co źle świadczy o „zaskakującej” w zamierzeniach fabule. Na domiar złego twórcy anime pokusili się o własne zakończenie (bo manga jeszcze wychodzi), więc pod koniec serii miałam spore problemy z odrywaniem szczęki z podłogi. Proszę państwa, takiego stężeniu kiczu, patosu, głupoty i bezsensu dawno już nie widziałam i mam nadzieję, że prędko nie zobaczę.
Akame ga Kill! jest serią trudną do ocenienia – bo mimo wszystko początkowe odcinki oglądało się całkiem przyjemnie (mimo irytujących wad, takich jak moralna hipokryzja naszych „pozytywnych” bohaterów oraz nieudolne próby zbalansowania brutalności i komizmu). Przynajmniej widać było, że fabuła prowadzona jest konsekwentnie. Tymczasem zakończenie zamiast zniwelować braki scenariusza, jeszcze bardziej je uwypukliło, dodając na dokładkę tonę jeszcze bardziej irytujących idiotyzmów.
Moja ocena: 5/10


Amagi Brilliant Park


Seria od KyonAni w tym sezonie mocno mnie zawiodła. Spodziewałam się epizodycznej, ale podporządkowanej głównemu wątkowi fabuły o ratowaniu słabo prosperującego parku rozrywki. Nie przewidywałam jednak aż tak oklepanych schematów w poszczególnych epizodach. Kolejne odcinki coraz bardziej wiały nudą, a prezentowany w nich humor był typowy dla haremowych serii i przestał kogokolwiek śmieszyć jakieś sto anime temu. Bohaterowie też nie są mocną stroną Amagi Brilliant Park – otrzymujemy bowiem postacie, których jest na pęczki w innych anime, w dodatku twórcy wyraźnie zmarnowali potencjał protagonisty-narcyza. Jedyną zaletą serii jest grafika – ładna, jak to u KyonAni. Ale samo anime było stratą czasu, bo sama śliczna kreska seansu nie uratowała.
Moja ocena: 4/10


Danna ga Nani wo Itteiru ka Wakaranai Ken


Kilkuminutowa komedyjka o małżeństwie faceta-otaku i kobiety-nieotaku to całkiem przyjemna pozycja tego sezonu. Wprawdzie spodziewałam się większej ilości żartów związanych z anime i ogólnie rozumianym fandomem, ale pod względem komediowym seria nie zawodzi, posługując się głównie humorem sytuacyjnym i związanym z osobowością protagonistów. Anime ogląda się z przyjemnością, ale nie jest to jakaś komedia wszech czasów.
Moja ocena: 6/10


Donten ni Warau


Jedna z tych trudnych do ocenienia serii. Niby pod względem fabularnym anime było ciekawe i intrygujące, ale scenariusz wyraźnie kulał i wydawał się poszatkowany. Nie znam w całości pierwowzoru, ale wydaje mi się, że bezlitośnie poucinano niektóre sceny z mangi, żeby wszystko zmieściło się w tych dwunastu odcinkach. Na początku akcja się wlecze, potem dzieje się tyle, że trudno jest nadążyć. Całość na szczęście ratują postacie (zwłaszcza Tenka), aczkolwiek Soramaru niemiłosiernie mnie irytował tym swoim emowaniem (w dodatku głos podkładał mu Yuki Kaji, brrr...). Od strony technicznej Donten ni Warau też jest takie sobie – czytałam tylko pierwszy tom mangi, ale kreska z anime się do niej nie umywa, nie wspominając już o koszmarnej animacji. Podsumowując: Donten ni Warau to bardzo dobra historia, która miała to nieszczęście, że dostała kiepską adaptację. Szkoda. Mam nadzieję, że manga, wydawana w Polsce jako Śmiech w chmurach, okaże się lepsza.
Moja ocena: 7/10


Fate/stay night: Unlimited Blade Works [2014]

 

Pierwszy sezon Unlimited Blade Works stanowi tak właściwie jedno wielkie wprowadzenie do całej historii. Choć pod względem fabularnym dzieje się całkiem sporo, to nad akcją dominują liczne rozmowy i wyjaśnienia. Nie doczekaliśmy się jednak definitywnego zakończenia żadnego z wątków, w dodatku ostatni odcinek kończy się wyjątkowo wrednym cliffhangerem, a na drugi sezon trzeba poczekać aż do wiosny. Mimo irytującego protagonisty i zbyt licznych dyskusji o jego nieżyciowej filozofii anime oglądało mi się całkiem nieźle, głównie dzięki przesympatycznej Rin, która jest naprawdę udaną bohaterką. Seria stoi także na wysokim poziomie od strony technicznej – do animacji nie można się przyczepić, a dynamiczne i widowiskowe pojedynki to po prostu uczta dla oczu.
Moja ocena: 8/10
 


Gugure! Kokkuri-san 


Kolejna komedia tego sezonu wypada bardzo nierówno. Były odcinki, na których płakałam ze śmiechu (prym wiedzie epizod o szkolnym koledze głównej bohaterki, który wcale, ale to wcale nie jest kosmitą), ale niektóre wybitnie wiały nudą. W dodatku niektóre żarty (szczególnie te dotyczące Inugamiego i jego chorej miłości do małej dziewczynki), choć nie przekraczały granicy dobrego smaku, były mało zabawne, więc jeśli kogoś tego typu humor razi, to nie polecam tego anime. Z drugiej strony większość bohaterów Gugure! Kokkuri-san to przesympatyczne (albo raczej prześmieszne) osobowości i to właśnie przez wzgląd na nich serię oglądało mi się przyjemnie.
Moja ocena: 7/10


Hitsugi no Chaika: Avenging Battle


To anime mogło być dobre. Tak zwyczajnie, normalnie, po prostu dobre... gdyby tylko, na miłość boską, nie było tak przeraźliwie nudne. Początkowo intryga wydawała się wciągająca, ale im dalej w las, tym bardziej brnęła w przegadane sceny, zbyt liczne wyjaśnienia niepotrzebnych zawiłości i oklepane rozwiązania trywialnych zagadek. Uwieńczeniem tej marnej całości było przewidywalne zakończenie z obowiązkowym happy endem. W sumie serię ratują tylko bohaterowie – może i są dość typowi dla tego typu przygodówek, ale przynajmniej dają się polubić i są konsekwentni w swych dążeniach. Anime zawodzi jednak także od strony technicznej. Jest wiele scen, do których zwyczajnie się nie przyłożono, a postacie mają czasem wybitnie koślawe twarze i ogromnego zeza.  
Podsumowując: seria jest pod względem fabularnym przeciętna aż do bólu, więc jeśli ktoś nie polubi od pierwszego wejrzenia bohaterów, niech lepiej sobie ją odpuści.
Moja ocena: 4/10


Inou Battle wa Nichijou-kei no Naka de 


To jedna z tych serii, co do których nikt od początku nie ma się zbyt wielkich oczekiwań, więc i rozczarować się za bardzo nie można. Anime było sympatyczne, ale nic poza tym, da się oglądać, ale myślę, że po paru miesiącach już nie będę o nim pamiętać. Siłą serii są sympatyczni bohaterowie (wreszcie protagonista, który nie jest ani popychadłem, ani chodzącą doskonałością!) oraz dość nietypowe podejście do tematu supermocy (choć mam wrażenie, że anime nie wycisnęło z tej nietypowości całego potencjału). Główne wady to przeciętna szata graficzna, przeciętna animacja, przeciętna muzyka i powolne tempo wydarzeń, które sprawi, że większość widzów odpadnie od seansu.
Moja ocena: 6/10


Mushishi Zoku Shou 2


Mushishi to anime, które trudno jest opisać. Ile razy można przypominać, że jest genialne, cudowne, melancholijne, skłaniające do przemyśleń, nastrojowe i śliczne, a każdy odcinek stanowi miniaturowe dzieło sztuki? Ten sezon w niczym nie ustępuje poprzednim, więc smutno mi trochę, że już się skończył. Na szczęście zapowiedziano już na to lato film, który ma być ekranizacją ostatniego mangowego epizodu.
Moja ocena: 10/10


Ookami Shoujo to Kuro Ouji


Animowanych shoujo zawsze jest mało. W tym sezonie oprócz bardzo dobrego (i utrzymanego w klimacie fantasy) Akatsuki no Yona dostaliśmy tylko jedno niezwykle marne szkolne romansidło: Ookami Shoujo to Kuro Ouji. Cóż, jeśli chcecie obejrzeć anime, w którym tępy buc traktuje jak psa kłamliwą dziewoję o IQ równym w porywach 2, to trafiliście pod dobry adres. Jeśli należycie jednak do całej reszty ludzkości, która uważa, że taki związek jest obrzydliwy, to odpuście sobie seans, dobrze radzę. Wprawdzie w drugiej połowie serii anime staje się nieco lepsze, ale nie warto się dręczyć i oglądać kilku bardzo złych epizodów, żeby dotrzeć do tych przeciętnych (zwłaszcza że mordercze uczucia względem dwójki głównych bohaterów i tak nie znikają).
Moja ocena: 3/10


Psycho-Pass 2


Potwierdziły się obawy, które od początku miałam co do tej serii. Anime tak naprawdę nie było złe, ale po prostu do pięt nie dorasta poprzedniemu sezonowi. Główny problem polega na zbyt mdłym antagoniście i pseudofilozoficznym bełkocie, który zastąpił prowokujące do przemyśleń przesłanie z pierwszego Psycho-Pass. Czarę goryczy przepełniło nudne zakończenie, które pointuje konflikt między systemem Sibyl a tajemniczym Kirito. Do samego końca nie mogłam się też przekonać do openingu (te powtarzalne sceny, brrr... ataku padaczki można dostać), a endingowi Fallen w wykonaniu EGOIST daleko mu do genialnego Namae no nai Kaibutsu.
Moja ocena: 6/10


Shingeki no Bahamut: Genesis


Jedna z porządniejszych pozycji w tym sezonie. Mamy tu wszystko: ładną, dopracowaną grafikę, która nie straszy krzywiznami i anatomicznymi okropieństwami, dobrą muzykę oraz Fabułę i Bohaterów – dwa ostatnie z dużej litery, bo w pełni na to zasługują. Początkowo historia wydawała mi się prosta jak konstrukcja cepa, ale wyraźnie widać, że twórcy mieli na nią pomysł. Fabuła Shingeki no Bahamut to idealny przykład na to, że schematy można z powodzeniem wykorzystywać, jeśli tylko wie się, co się robi. O bohaterach tej serii mogłabym z kolei napisać całe strony – ale w sumie najważniejsze jest to, że obok żadnego z nich nie można przejść obojętnie: albo od pierwszego wejrzenia budzą sympatię, albo irytują, ale każdy z nich wywołuje w widzu emocje. Cóż, kogo jak kogo, ale Favaro na pewno zapamiętam na dłużej. 

Czy te oczy mogą kłamać?
Trochę szkoda, że ta seria miała tylko dwanaście odcinków... Choć na końcu ostatniego z nich pojawił się obiecujący napis "jeszcze wrócimy", więc może kiedyś doczekamy się kontynuacji. 
Moja ocena: 9/10

Sword Art Online II


Jakie to było nudne! No dobrze, może przesadzam, strzelanka Gun Gale Online wprowadziła troszkę świeżości i sprawiła, że seria na chwilę wróciła do swoich początkowych klimatów (choć dylematy Shinon były psychologicznie nieprawdopodobne), za to następne odcinki po prostu powiewały nudą, pod koniec dorzucając do tego telenowelowate wyciskacze łez, które - przynajmniej w moim przypadku - wcale nie wywołały emocji. Mam wrażenie, że autor pierwowzoru dawno stracił pomysł na tę serię i dorzuca kolejne przygody naszych bohaterów wyłącznie dla zarobienia kupy kasy. Anime może się za to poszczycić ładną grafiką i bardzo dobrą oprawą muzyczną – soundtracku naprawdę dobrze się słucha, a drugi opening na długo zapadnie mi w pamięć. Dlatego bardzo mi szkoda, że seria fabularnie jest coraz słabsza. Wprawdzie dalej jest to przyjemny, niezobowiązujący shounen, ale mam świadomość, że nie do końca wykorzystano jego możliwości.
Moja ocena: 6/10

Terra Formars


Są anime tak złe, że ogląda się je tylko, żeby się uśmiać. TF jest idealnym przykładem na to, że przy kiepskiej serii można się wyśmienicie bawić. To nic, że założenia świata są bez sensu. To nic, że intryga zawiera więcej dziur niż ser szwajcarski. To nic, że bohaterowie powinni zbiorczo dostać nagrodę Darwina. To nic, że anime posiada najbardziej irytującą narrację, z jaką się kiedykolwiek spotkałam („Teraz, drogie dzieci, przerywamy (w zamierzeniu) emocjonującą walkę, żeby wyjaśnić wam, co to takiego bakteria. Czytała Krystyna Czubówna”). To nic, że cenzura lata w prawo i lewo i zasłania wszystko, co się da. To nic, że mordy krzywe, a postacie zazwyczaj dziwacznie podrygują, zamiast się ruszać. Bo, moi mili, to wszystko razem jest jakoś tak radośnie głupie, że aż się od monitora odkleić nie można. Dlatego też seria otrzymuje ode mnie jedynkę, ale z uśmieszkiem.
Moja ocena: 1/10 :D