niedziela, 3 listopada 2013

Hunter x Hunter: Phantom Rouge





Gon i Killua otrzymują niepokojący telefon od Leoria. Łowca zawiadamia ich, że Kurapika ma kłopoty, i prosi o wsparcie. Po przybyciu do miasta, w którym przebywają ich przyjaciele, Gon i Killua dowiadują się, że ostatni ocalały z klanu Kurta padł ofiarą dość specyficznego złodzieja. Oczywiście młodzi Łowcy wyruszają na poszukiwanie złoczyńcy, przy okazji spotykając Retz, dziewczynę pracującą jako lalkarz. Szukając złodzieja, natrafiają na grubszą aferę. Z pomocą przyjdzie im nowa znajoma i... członkowie Fantomu? 
 
Film Hunter x Hunter: Phantom Rouge można umiejscowić gdzieś pomiędzy arcem Yorknew City a Greed Island. Choć jego fabuła stanowi odrębną historię, to nie polecałabym go osobom nieznającym głównej serii – mimo iż twórcy starali się jak mogli, niespełna półtorej godziny to za mało, by przedstawić w pełni realia świata czy oddać pełną krasę skomplikowanych relacji między postaciami. 
 
Film, jak większość tego typu produkcji, skupił się raczej na przedstawieniu nowo wprowadzonych postaci, których losy ważyły się w tej historii: tajemniczego byłego Numeru 4 z Fantomu, Retz oraz przyjaciela z dzieciństwa Kurapiki. Pojawienie się na ekranie Hisoki oraz członków Fantomu – a więc bohaterów jednego z najpopularniejszych arców – jest z kolei oczywistym chwytem marketingowym mającym zapewnić produkcji większą oglądalność. Obecność tych postaci w znacznym stopniu ubarwia film (bez nich stałby się mdły i zwyczajnie nudny), mam jednak wrażenie, że członkom Fantomu amputowano charaktery i całą towarzyszącą im mroczną i złowrogą aurę – stali się zwykłymi ozdobnikami. Z drugiej strony nawet taka ich symboliczna obecność sprawia, że wprowadzeni na potrzeby filmu nowi bohaterowie wypadają blado i nijako, a ich historie są do bólu sztampowe i niezbyt wciągają odbiorcę. 
Sama fabuła, choć schematyczna i przewidywalna, nie wypada o dziwo tak źle. Film cierpi jednak na pewną bolączkę: zawiera wszystkie shounenowe wady, które najbardziej irytują w innych seriach, a których nie uświadczymy w oryginalnym Hunterze. Scenariusz zwiera więc emowanie, tragiczną przeszłość, ciągle powtarzające się nudne sceny retrospekcji, emowanie, wzniosłe przemowy, antagonistę o wybitnie sztampowej motywacji i jeszcze więcej emowania. Wyglądało to tak, jakby większość postaci nagle zapragnęła odbyć długą i naładowaną emocjami wycieczkę w najmroczniejsze i naznaczone traumami zakamarki swoich pokręconych dusz. Nie powiem, że przedstawione tu problemy głównych bohaterów wzięły się znikąd i nie pasują do ich osobowości, ale w mandze są one zaznaczone delikatniej i autor zbytnio się nad nimi nie rozwodzi, a w filmie za bardzo je wyeksponowano. Jeśli jednak ktoś nie jest tak uwrażliwiony na te wady jak ja, powinien całkiem nieźle bawić się przy seansie. Choć, jak już wspomniałam, fabuła jest typowa dla tego typu filmów i raczej przewidywalna, to uwaga widza skupia się raczej na barwnych zachowaniach postaci niż mankamentach scenariusza. 
 
Hunter x Humer: Phantom Rouge, jak większość produkcji mających trafić na ekrany kin, jest bardzo dopracowany pod względem technicznym. Warto obejrzeć ten film dla samej animacji walk – są naprawdę dynamiczne, a ruchy postaci wyglądają niezwykle płynnie. Z kolei kolorystyka jest dużo mroczniejsza i bardziej stonowana niż w jaskrawej i nieco cukierkowatej serii telewizyjnej. Większość akcji dzieje się w nocy lub w ciemnych pomieszczeniach, ale lokacje (jak np. pejzaż z zachodzącym słońcem czy wnętrze budynku z finalnych scen) są naprawdę szczegółowo dopracowane. Film posiada też wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową. Jako temat przewodni wykorzystano piosenkę Reason graną przez YUZU (która stanowi też trzeci ending do serii telewizyjnej). Różne wariacje tej melodii znakomicie podkreślają klimat, a użyte w scenach walk żywsze utwory dobrze oddają dynamizm pojedynków.
Hunter x Hunter: Phantom Rouge to z pewnością film dla osób zaznajomionych wcześniej z mangą lub anime. Choć produkcja ta ma wiele mankamentów, to sama w sobie stanowi całkiem sympatyczny zabijacz czasu. Jeśli więc ktoś lubi Huntera i ma akurat wolny wieczór, to śmiało mogę mu polecić film. Wprawdzie fabularnie jest to tylko typowy wypełniacz, ale możliwość ponownego zobaczenia ulubionych postaci (i to w lepszej odsłonie graficznej) z pewnością wynagrodzi wady scenariusza. 

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz