Ponieważ tak się
złożyło, że nie mam ostatnio potwornie czasu na oglądanie anime, a już
zwłaszcza na pisanie recenzji, końcowe wrażenia z tego sezonu przybiorą nieco
inną postać niż zazwyczaj – każdą z zakończonych serii bardzo krótko podsumuję,
nie wdając się w szczegóły.
Ao Haru Ride
Całkiem sympatyczne
shoujo, ale nic poza tym. Bohaterowie
mają taaaakie gimnazjalne problemy, że ma się ochotę jedną i drugiego główkami
stuknąć, żeby się ogarnęli. Jeśli ktoś lubi szkolne romanse bardziej obyczajowe
niż komediowe, to seria może mu się spodobać. Jako fanka shoujo stawiających raczej na humor nie do końca dałam się porwać
seansowi, zwłaszcza że główny bohater okazał się postacią wyjątkowo mdłą i
irytującą.
7/10
Barakamon
Zdecydowanie
najbardziej puchata seria w tym sezonie, z przeuroczym protagonistą i naprawdę
sympatycznymi bohaterami dziecięcymi. Choć początkowo fabuła wydaje się
epizodycznym zlepkiem gagów, szybko okazuje się, że taki a nie inny dobór
wydarzeń ma jakiś cel. Anime jest określane jako komedia obyczajowa, ale tak naprawdę
wątkiem przewodnim nie jest szara codzienność – Barakamon podejmuje temat
poszukiwania własnego ja przez artystę (w tym przypadku kaligrafa). Siłą tej
serii są – jak już wspomniałam – pełnokrwiści bohaterowie oraz humor. Jeśli
ktoś lubi spokojne, komediowe anime, nastawione na rozwój postaci, a nie
dynamizm akcji, to na pewno nie zawiedzie się na Barakamonie.
9/10
Free! 2
Kontynuacja Free wydawała mi się początkowo dość
nietrafionym pomysłem – w ostatnim sezonie wątek przewodni został
satysfakcjonująco zakończony, więc zastanawiałam się, jaki nowy pretekst do
oglądania nagich klat klubu pływackiego twórcy tym razem dadzą widzom.
Dostajemy jednak całkiem sympatyczny, obyczajowy sezon – a przynajmniej do
czasu, aż bohaterowie znowu zaczynają wylewać z siebie morze dramy. W tym
sezonie Haru irytuje jeszcze bardziej niż w poprzedniej serii, na szczęście
„odemowany” Rin okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem, a jego kolega
Sousuke ciekawą postacią.
6/10
Gekkan Shoujo
Nozaki-kun
Zdecydowanie
największe i najprzyjemniejsze zaskoczenie sezonu. Po dość niemrawym pierwszym
odcinku anime pokazało pazurki – idąc zdecydowanie w stronę komedii i parodii
ośmieszającej najbardziej jaskrawe schematy mang shoujo. Seria pokazała także, że adaptacja yonkomy nie musi być zlepkiem losowo połączonych krótkich scenek i
da się ją sensownie przerobić na dłuższe niż pięciominutowe odcinki. Każdy
odcinek serwuje potężną dawkę humoru – zapewniam Was, że po obejrzeniu, pudełka
nigdy nie będą już dla Was takie same.
9/10
Hunter x Hunter (2011)
W tym sezonie
pożegnaliśmy jeden z najlepszych shounenów,
jakie ostatnio gościły na ekranach telewizorów. Cóż, anime dogoniło mangę, więc
dobrze, że zamiast zdecydować się na wypełniacze, twórcy postanowili zakończyć
serię. Szkoda tylko, że autor mangi wziął sobie wolne praktycznie na cały czas
emisji anime – gdyby rysował bez żadnych przerw, to być może dostalibyśmy
kolejny sezon.
Wracając do samego Huntera
– seria jest bezsprzecznie jedną z lepszych adaptacji shounenów, z dopracowaną grafiką i nielicznymi zmianami w
oryginalnym scenariuszu. Kto jeszcze nie oglądał, powinien jak najszybciej
nadrobić zaległości.
9/10
JoJo's Bizarre
Adventure: Stardust Crusaders
Kontynuacja
najbardziej męskiej serii w historii anime początkowo zadziwia kompletnie
odmiennym klimatem i zamianą supermocy na inny (choć niekoniecznie lepszy) model.
Tym razem głównym bohaterem jest praprawnuk pierwszego JoJo, Jotaro, który pod
względem charyzmy do pięt nie dorasta Josephowi (czyli JoJo drugiemu), więc
upłynęło naprawdę sporo czasu, zanim zaczęłam go tolerować (bo do polubienia
chyba nigdy nie dojdzie). Fabuła – jak to w JoJo – jest prosta jak
konstrukcja cepa: trzeba kogoś uratować i komuś skopać dupę, więc zbieramy
drużynę i hajda na wroga. A ponieważ bohaterowie muszą przejść pół świata, by
spotkać głównego bossa, mamy do czynienia ze schematem potwór tygodnia (potem
każda walka trwa po dwa odcinki). Początkowo obawiałam się, że ta epizodyczność
szybko mnie znudzi, ale na szczęście autor pierwowzoru wpadł na świetny pomysł
stylizowania poszczególnych walk na klimaty z rozmaitych horrorów. W efekcie
miałam niesamowitą frajdę z odnajdywania tych wszystkich nawiązań.
Podsumowując:
bardziej podobał mi się arc o Josephie, ale Stardust Crusaders też
trzyma poziom, a jego największymi wadami są: bucowaty protagonista,
amputowanie charakteru JoJo seniorowi i zbyt mało czasu antenowego dla Dio (ten
ostatni nie zrobił w dodatku ani razu WRRR!, toż to skandal). Jeśli komuś
podobał się poprzedni sezon, śmiało może się brać za ten.
9/10
Kuroshitsuji: Book of
Circus
Adaptacja
najlepszego fragmentu mangi Kuroshitsuji od strony fabularnej
nie mogła się nie udać – no chyba żeby twórcy anime przerobili cały główny
wątek. Na szczęście niezbyt liczne wprowadzone zmiany są subtelne i nie rzucają
się w oczy – dodano głównie parę scen wyjaśniających, kto kim jest, i
pozwalających lepiej poznać nowo wprowadzonych bohaterów. Zawodzi natomiast
grafika – obydwie wcześniejsze adaptacje mangi były pod tym względem dużo
lepsze.
8/10
Mahouka Koukou no
Rettousei
Wygląda na to, że
opisując wrażenia z pierwszego odcinka, okazałam się złym prorokiem. Spełniły
się bowiem moje obawy względem tej serii – anime jest przegadane i generalnie
stanowi raczej nieudaną adaptację light
novel. W dodatku bohaterowie potwornie mnie irytowali, sama już nie wiem,
czy gorszy jest nastoletni geniusz od wszystkiego, czy zapatrzona w niego
młodsza siostra. Fabuła anime także mnie nie porwała, bo choć dzieje się dużo,
bohaterowie knują, spiskują i ciągle z kimś walczą, serii brakowało tego czegoś, co sprawia, że widza żywo
interesują losy postaci z ekranu. Krótko mówiąc – chwilami wszyscy tylko gadali
i gadali, wiało nudą, a mnie generalnie zwisało, czy ktoś zginie (przegra), czy
nie, bo przecież główny bohater i tak wszystkich uratuje, wychodząc z opresji
bez szwanku.
6/10
Re: Hamatora
Drugi sezon Hamatory
pokazuje jednoznacznie, że czego jak czego, ale scenariusza to ta seria zbyt
dopracowanego nie miała. Niby jest tu wątek przewodni, ale przeprowadzony tak
idiotycznie, że ręce opadają. Najbardziej irytującą cechą tego anime jest
ciągłe zmienianie charakterów postaci, byle tylko ich działania wpisywały się w
zaplanowane przez twórców wydarzenia. Cóż, przynajmniej pod względem graficznym
seria jest lepsza od poprzedniczki, bo jaskrawą pstrokaciznę zastąpiły
stonowane brązy.
6/10
Sengoku Basara: Judge
End
W tym sezonie
miałam jakieś szczęście do serii, które „niby powinny być dobre, ale...” Dwa
poprzednie sezony Sengoku Basary bardzo mi się podobały, bo były po prostu fazowe
i nie próbowały udawać serii ambitnej. Tymczasem w Judge End ani fazy nie
ma, ani historia fabularnie niezbyt się klei... Wielką wadą tego anime jest
postać Ieyasu, który ciągle ględzi bez ładu i składu o jakichś więziach,
całkowicie ignorując wypowiedzi rozmówcy. Słowo daję, już po pierwszym odcinku miałam
ochotę go zastrzelić. Mojego ulubionego bohatera, Datego, też jest jakby mało,
w dodatku na początku anime zachowuje się zupełnie jak nie on, co dodatkowo
mnie irytowało. Poza tym graficznie Judge End do pięt nie dorasta
poprzednikom – niby nie jest źle, ale widać, że to nie ta wypasiona seria co
wcześniej.
7/10
Tokyo ESP
Kolejna seria o
ludziach z nadprzyrodzonymi mocami... która w sumie nie wnosi do gatunku nic
nowego, a po obejrzeniu człowieka nachodzi myśl, że już to wszystko gdzieś
widział, tylko dekoracje nieco inne były, więc mógł sobie darować tę powtórkę z
rozrywki. Postępowanie bohaterów tego anime bywało chwilami tak nielogiczne, że
aż się za głowę łapałam. Seria miała wyraźny problem ze zbalansowaniem
fragmentów humorystycznych z czysto brutalnymi i krwawymi elementami fabuły,
przez co całość wyraźnie ucierpiała. Raz mamy długie monologi wewnętrzne i
dłużyzny, które w sumie nic nie wnoszą do serii, a za chwilę akcja zaczyna
pędzić na łeb, na szyję i bohaterowie tak często dostają w skórę, że ich losy
całkowicie przestają interesować... no bo ile razy można powtarzać ten sam
schemat?
Krótko mówiąc – są
lepsze serie o supermocach, więc na tę chyba nie warto marnować czasu.
6/10
Tokyo Ghoul
Jedno z anime, po
obejrzeniu których człowiekowi robi się autentycznie smutno. Bo to mogła być
dobra seria... ale zamiast niej otrzymujemy dwunastoodcinkową reklamę mangi.
Gołym okiem widać cięcia na fabule, tak jakby twórcy postanowili, że zakończą
anime w określonym momencie i powyrzucali niektóre fragmenty mangi, nie
zwracając uwagi, że tym samym robią sieczkę z relacji między bohaterami. Na
domiar złego Tokyo Ghoul może się poszczycić jednym z najgorszych
protagonistów w tym sezonie – po raz kolejny otrzymujemy zwyczajnego „bohatera
takiego jak ty”, który wrzucony zostaje wbrew woli w brutalny, obcy świat,
gdzie zupełnie nie pasuje. Być może jego wieczne pojękiwanie jest bardziej
psychologicznie prawdopodobne od natychmiastowego dostosowania się do nowej
sytuacji, ale oglądanie tych żałosnych popisów przez dwanaście odcinków skutecznie
odstrasza. Szkoda też, że nie doczekaliśmy pogłębienia konfliktu ludzie-ghule –
ten problem został w moim odczuciu ledwie liźnięty, a szkoda, bo poważniejsze
zagłębienie się w tę tematykę (w celu innym niż, jak to miało miejsce w anime,
spotęgowanie traumy bohaterów) mogłoby dać ciekawe efekty.
Ostatni odcinek
pozostawił mnie z uczuciem ogromnego niedosytu, ponieważ... najzwyczajniej w
świecie „urywa” wydarzenia i nie rozwiązuje żadnego zapoczątkowanego wątku.
7/10
Zankyou no Terror
Jakoś ostatnio brakuje wśród sezonowych
nowości anime z cięższym klimatem i podejmujących bardziej skomplikowaną i
ciekawszą problematykę niż przeciętne serie. Zankyou no Terror
wydawało się więc pod tym względem murowanym hitem (zwłaszcza zważywszy na sławy,
które figurują na liście osób odpowiedzialnych za tę produkcję) i nie ukrywam,
że miałam co do niego spore oczekiwania. Jak to zazwyczaj bywa – zawiodłam się,
choć na szczęście tylko trochę. Główną wadą tego anime jest Lisa – postać mdła,
antypatyczna i niemożebnie irytująca. Być może miała być przeciwwagą dla dwójki
ponadprzeciętnie uzdolnionych protagonistów, ale ktoś tu chyba przesadził w
drugą stronę. Z kolei pod względem fabularnym (jeśli przymknie się oko na sztampową
przeszłość głównych bohaterów i słabe odcinki z samego środka serii) anime
wypada całkiem interesująco, a
graficznie i muzycznie stoi na naprawdę wysokim poziomie.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz