Koniec
grudnia oznacza także koniec jesiennego sezonu anime. Skończyło się całkiem sporo
serii; część z nich oglądałam już od lata, a część od
października. Jesienią królowała przeciętność – większość tych anime to pozycje
dość typowe, które niekoniecznie zapadają w pamięć. Jednak jak zwykle znalazły
się pośród nich także prawdziwe perełki.
Akame ga Kill!
Akame
ga Kill! to seria, która chciała być oryginalna
i wstrząsająca, ale jej nie wyszło. W zamyśle miało pewnie być tak: wrzucamy do
serii mnóstwo ciekawych i charyzmatycznych bohaterów, a potem niektórych
zabijamy. Dzięki temu widz śledzi z zapartym tchem, co się dzieje na ekranie,
nie wiedząc, czy jego ulubieńcy wyjdą cało z opresji. Niestety, Akame
ga Kill! nie zostało drugą Grą o Tron z prozaicznego powodu:
postacie, które zostają zabite na samym początku, nikogo tak właściwie nie
obchodzą, bo są w najlepszym wypadku nieciekawe, a w najgorszym – irytujące.
Mało tego, ich śmierć sprawiła, że pomyślałam sobie: oho, w tym anime
bohaterowie będą padać jak muchy. No i zamiast trzymać za nich kciuki, zaczęłam
obstawiać, kto, kiedy, z czyjej ręki i w jakiej kolejności zginie. Co gorsza –
moje przewidywania z grubsza się sprawdziły, co źle świadczy o „zaskakującej” w
zamierzeniach fabule. Na domiar złego twórcy anime pokusili się o własne
zakończenie (bo manga jeszcze wychodzi), więc pod koniec serii miałam spore
problemy z odrywaniem szczęki z podłogi. Proszę państwa, takiego stężeniu
kiczu, patosu, głupoty i bezsensu dawno już nie widziałam i mam nadzieję, że prędko
nie zobaczę.
Akame
ga Kill!
jest
serią trudną do ocenienia – bo mimo wszystko początkowe odcinki oglądało się
całkiem przyjemnie (mimo irytujących wad, takich jak moralna hipokryzja naszych
„pozytywnych” bohaterów oraz nieudolne próby zbalansowania brutalności i
komizmu). Przynajmniej widać było, że fabuła prowadzona jest konsekwentnie.
Tymczasem zakończenie zamiast zniwelować braki scenariusza, jeszcze bardziej je
uwypukliło, dodając na dokładkę tonę jeszcze bardziej irytujących idiotyzmów.
Moja ocena: 5/10
Amagi Brilliant Park
Seria
od KyonAni w tym sezonie mocno mnie zawiodła. Spodziewałam się epizodycznej,
ale podporządkowanej głównemu wątkowi fabuły o ratowaniu słabo prosperującego
parku rozrywki. Nie przewidywałam jednak aż tak oklepanych schematów w
poszczególnych epizodach. Kolejne odcinki coraz bardziej wiały nudą, a
prezentowany w nich humor był typowy dla haremowych serii i przestał
kogokolwiek śmieszyć jakieś sto anime temu. Bohaterowie też nie są mocną stroną
Amagi
Brilliant Park – otrzymujemy bowiem postacie, których jest na pęczki w innych anime, w dodatku twórcy wyraźnie zmarnowali potencjał
protagonisty-narcyza. Jedyną zaletą serii jest grafika – ładna, jak to u
KyonAni. Ale samo anime było stratą czasu, bo sama śliczna kreska seansu nie
uratowała.
Moja ocena: 4/10
Danna ga Nani wo
Itteiru ka Wakaranai Ken
Kilkuminutowa
komedyjka o małżeństwie faceta-otaku i kobiety-nieotaku to całkiem przyjemna
pozycja tego sezonu. Wprawdzie spodziewałam się większej ilości żartów
związanych z anime i ogólnie rozumianym fandomem, ale pod względem komediowym
seria nie zawodzi, posługując się głównie humorem sytuacyjnym i związanym z
osobowością protagonistów. Anime ogląda się z przyjemnością, ale
nie jest to jakaś komedia wszech czasów.
Moja ocena: 6/10
Donten ni Warau
Jedna
z tych trudnych do ocenienia serii. Niby pod względem fabularnym anime było
ciekawe i intrygujące, ale scenariusz wyraźnie kulał i wydawał się poszatkowany.
Nie znam w całości pierwowzoru, ale wydaje mi się, że bezlitośnie poucinano
niektóre sceny z mangi, żeby wszystko zmieściło się w tych dwunastu odcinkach. Na
początku akcja się wlecze, potem dzieje się tyle, że trudno jest nadążyć.
Całość na szczęście ratują postacie (zwłaszcza Tenka), aczkolwiek Soramaru
niemiłosiernie mnie irytował tym swoim emowaniem (w dodatku głos podkładał mu
Yuki Kaji, brrr...). Od strony technicznej Donten ni Warau też jest takie sobie
– czytałam tylko pierwszy tom mangi, ale kreska z anime się do niej nie umywa, nie
wspominając już o koszmarnej animacji. Podsumowując: Donten ni Warau to bardzo
dobra historia, która miała to nieszczęście, że dostała kiepską adaptację.
Szkoda. Mam nadzieję, że manga, wydawana w Polsce jako Śmiech w chmurach, okaże się lepsza.
Moja ocena: 7/10
Fate/stay night: Unlimited Blade Works [2014]
Pierwszy
sezon Unlimited Blade Works stanowi tak właściwie jedno wielkie
wprowadzenie do całej historii. Choć pod względem fabularnym dzieje się całkiem
sporo, to nad akcją dominują liczne rozmowy i wyjaśnienia. Nie doczekaliśmy się
jednak definitywnego zakończenia żadnego z wątków, w dodatku ostatni odcinek
kończy się wyjątkowo wrednym cliffhangerem, a na drugi sezon trzeba poczekać aż
do wiosny. Mimo irytującego protagonisty i zbyt licznych dyskusji o jego
nieżyciowej filozofii anime oglądało mi się całkiem nieźle, głównie dzięki
przesympatycznej Rin, która jest naprawdę udaną bohaterką. Seria stoi także na
wysokim poziomie od strony technicznej – do animacji nie można się przyczepić,
a dynamiczne i widowiskowe pojedynki to po prostu uczta dla oczu.
Moja ocena: 8/10
Gugure! Kokkuri-san
Kolejna
komedia tego sezonu wypada bardzo nierówno. Były odcinki, na których płakałam
ze śmiechu (prym wiedzie epizod o szkolnym koledze głównej bohaterki, który
wcale, ale to wcale nie jest kosmitą), ale niektóre wybitnie wiały nudą. W
dodatku niektóre żarty (szczególnie te dotyczące Inugamiego i jego chorej miłości
do małej dziewczynki), choć nie przekraczały granicy dobrego smaku, były mało zabawne, więc jeśli kogoś tego typu humor
razi, to nie polecam tego anime. Z drugiej strony większość bohaterów Gugure!
Kokkuri-san to przesympatyczne (albo raczej prześmieszne) osobowości i
to właśnie przez wzgląd na nich serię oglądało mi się przyjemnie.
Moja ocena: 7/10
Hitsugi no Chaika:
Avenging Battle
To
anime mogło być dobre. Tak zwyczajnie, normalnie, po prostu dobre... gdyby
tylko, na miłość boską, nie było tak przeraźliwie nudne. Początkowo intryga
wydawała się wciągająca, ale im dalej w las, tym bardziej brnęła w przegadane
sceny, zbyt liczne wyjaśnienia niepotrzebnych zawiłości i oklepane rozwiązania
trywialnych zagadek. Uwieńczeniem tej marnej całości było przewidywalne
zakończenie z obowiązkowym happy endem. W sumie serię ratują tylko bohaterowie
– może i są dość typowi dla tego typu przygodówek, ale przynajmniej dają się
polubić i są konsekwentni w swych dążeniach. Anime
zawodzi jednak także od strony technicznej. Jest wiele scen, do których
zwyczajnie się nie przyłożono, a postacie mają czasem wybitnie koślawe twarze i
ogromnego zeza.
Podsumowując:
seria jest pod względem fabularnym przeciętna aż do bólu, więc jeśli ktoś nie
polubi od pierwszego wejrzenia bohaterów, niech lepiej sobie ją odpuści.
Moja ocena: 4/10
Inou Battle wa
Nichijou-kei no Naka de
To
jedna z tych serii, co do których nikt od początku nie ma się zbyt wielkich
oczekiwań, więc i rozczarować się za bardzo nie można. Anime było sympatyczne,
ale nic poza tym, da się oglądać, ale myślę, że po paru miesiącach już nie będę
o nim pamiętać. Siłą serii są sympatyczni bohaterowie (wreszcie protagonista,
który nie jest ani popychadłem, ani chodzącą doskonałością!) oraz dość
nietypowe podejście do tematu supermocy (choć mam wrażenie, że anime nie
wycisnęło z tej nietypowości całego potencjału). Główne wady to przeciętna
szata graficzna, przeciętna animacja, przeciętna muzyka i powolne tempo
wydarzeń, które sprawi, że większość widzów odpadnie od seansu.
Moja ocena: 6/10
Mushishi Zoku Shou 2
Mushishi
to anime, które trudno jest opisać. Ile razy można przypominać, że jest
genialne, cudowne, melancholijne, skłaniające do przemyśleń, nastrojowe i
śliczne, a każdy odcinek stanowi miniaturowe dzieło sztuki? Ten sezon w niczym
nie ustępuje poprzednim, więc smutno mi trochę, że już się skończył. Na
szczęście zapowiedziano już na to lato film, który ma być ekranizacją
ostatniego mangowego epizodu.
Moja ocena: 10/10
Ookami Shoujo to Kuro
Ouji
Animowanych
shoujo zawsze jest mało. W tym sezonie oprócz bardzo dobrego (i utrzymanego w
klimacie fantasy) Akatsuki no Yona
dostaliśmy tylko jedno niezwykle marne szkolne romansidło: Ookami Shoujo to Kuro Ouji.
Cóż, jeśli chcecie obejrzeć anime, w którym tępy buc traktuje jak psa kłamliwą
dziewoję o IQ równym w porywach 2, to trafiliście pod dobry adres. Jeśli
należycie jednak do całej reszty ludzkości, która uważa, że taki związek jest
obrzydliwy, to odpuście sobie seans, dobrze radzę. Wprawdzie w drugiej połowie
serii anime staje się nieco lepsze, ale nie warto się dręczyć i oglądać kilku
bardzo złych epizodów, żeby dotrzeć do tych przeciętnych (zwłaszcza że
mordercze uczucia względem dwójki głównych bohaterów i tak nie znikają).
Moja ocena: 3/10
Psycho-Pass 2
Potwierdziły
się obawy, które od początku miałam co do tej serii. Anime tak naprawdę nie
było złe, ale po prostu do pięt nie dorasta poprzedniemu sezonowi. Główny
problem polega na zbyt mdłym antagoniście i pseudofilozoficznym bełkocie, który
zastąpił prowokujące do przemyśleń przesłanie z pierwszego Psycho-Pass. Czarę
goryczy przepełniło nudne zakończenie, które pointuje
konflikt między systemem Sibyl a tajemniczym Kirito. Do samego końca nie mogłam
się też przekonać do openingu (te powtarzalne sceny, brrr... ataku padaczki można
dostać), a endingowi Fallen w
wykonaniu EGOIST daleko mu do genialnego Namae
no nai Kaibutsu.
Moja ocena: 6/10
Shingeki no Bahamut:
Genesis
Jedna
z porządniejszych pozycji w tym sezonie. Mamy tu wszystko: ładną, dopracowaną
grafikę, która nie straszy krzywiznami i anatomicznymi okropieństwami, dobrą
muzykę oraz Fabułę i Bohaterów – dwa ostatnie z dużej litery, bo w pełni na to
zasługują. Początkowo historia wydawała mi się prosta jak konstrukcja cepa, ale
wyraźnie widać, że twórcy mieli na nią pomysł. Fabuła Shingeki no Bahamut to
idealny przykład na to, że schematy można z powodzeniem wykorzystywać, jeśli
tylko wie się, co się robi. O bohaterach tej serii mogłabym z kolei napisać
całe strony – ale w sumie najważniejsze jest to, że obok żadnego z nich nie
można przejść obojętnie: albo od pierwszego wejrzenia budzą sympatię, albo
irytują, ale każdy z nich wywołuje w widzu emocje. Cóż, kogo jak kogo, ale
Favaro na pewno zapamiętam na dłużej.
Czy te oczy mogą kłamać? |
Trochę szkoda, że ta seria miała tylko dwanaście odcinków... Choć na końcu ostatniego z nich pojawił się obiecujący napis "jeszcze wrócimy", więc może kiedyś doczekamy się kontynuacji.
Moja ocena: 9/10
Sword Art Online II
Jakie
to było nudne! No dobrze, może przesadzam, strzelanka Gun Gale Online wprowadziła
troszkę świeżości i sprawiła, że seria na chwilę wróciła do swoich początkowych
klimatów (choć dylematy Shinon były psychologicznie nieprawdopodobne), za to
następne odcinki po prostu powiewały nudą, pod koniec dorzucając do tego
telenowelowate wyciskacze łez, które - przynajmniej w moim przypadku - wcale nie wywołały emocji. Mam
wrażenie, że autor pierwowzoru dawno stracił pomysł na tę serię i dorzuca
kolejne przygody naszych bohaterów wyłącznie dla zarobienia kupy kasy. Anime
może się za to poszczycić ładną grafiką i bardzo dobrą oprawą muzyczną –
soundtracku naprawdę dobrze się słucha, a drugi opening na długo zapadnie mi w
pamięć. Dlatego bardzo mi szkoda, że seria fabularnie jest coraz słabsza.
Wprawdzie dalej jest to przyjemny, niezobowiązujący shounen, ale mam
świadomość, że nie do końca wykorzystano jego możliwości.
Moja ocena: 6/10
Terra Formars
Są
anime tak złe, że ogląda się je tylko, żeby się uśmiać. TF jest idealnym
przykładem na to, że przy kiepskiej serii można się wyśmienicie bawić. To nic,
że założenia świata są bez sensu. To nic, że intryga zawiera więcej dziur niż
ser szwajcarski. To nic, że bohaterowie powinni zbiorczo dostać nagrodę
Darwina. To nic, że anime posiada najbardziej irytującą narrację, z jaką się
kiedykolwiek spotkałam („Teraz, drogie dzieci, przerywamy (w zamierzeniu)
emocjonującą walkę, żeby wyjaśnić wam, co to takiego bakteria. Czytała Krystyna
Czubówna”). To nic, że cenzura lata w prawo i lewo i zasłania wszystko, co się
da. To nic, że mordy krzywe, a postacie zazwyczaj dziwacznie podrygują, zamiast
się ruszać. Bo, moi mili, to wszystko razem jest jakoś tak radośnie głupie, że
aż się od monitora odkleić nie można. Dlatego też seria otrzymuje ode mnie
jedynkę, ale z uśmieszkiem.
Moja ocena: 1/10 :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz