Letni sezon anime powoli się kończy, a wraz z nim większość
serii, które miałam przyjemność (lub nieprzyjemność) oglądać. Jako że zakończonych
anime jest kilkanaście, postanowiłam podzielić notkę na trzy części, żeby nie
męczyć Was ścianą tekstu... choć w sumie nawet wrażenia z sześciu anime to ściana tekstu.
Część pierwsza traktuje o seriach: Akagami no Shirayuki-hime, Aoharu x Kikanjuu, Arslan Senki, Charlotte, Durarara!!x2 Ten i Gangsta.
Akagami no
Shirayuki-hime
Końcowe wrażenie:
Anime Akagami no Shirayuki-hime spełniło moje oczekiwania: jest dobrą
i naprawdę ładną pod względem graficznym adaptacją mangi. Twórcy scenariusza
nie pokusili się o wprowadzanie dziwacznych zmian i zakończyli pierwszy sezon (przy
czym drugi już został zapowiedziany) w odpowiednim momencie. Tu i ówdzie
dobiegają mnie głosy, że anime okazało się dla niektórych rozczarowaniem –
chyba rozumiem, skąd takie odczucia. Nie da się zaprzeczyć, że tempo wydarzeń w
Akagami...
jest naprawdę powolne, w dodatku seria skupia się na wątkach obyczajowych i
relacjach między postaciami, nie wypychając przy tym wątku romansowego i
problemów typowych dla związków na pierwszy plan. Nie jest to więc shoujo, do
jakich widownia jest przyzwyczajona. Poza tym sezon pierwszy to adaptacja
samiutkiego początku mangi i jest zaledwie wstępem do dalszych wydarzeń. W każdym
razie polecam tę serię wszystkim miłośnikom opowieści obyczajowych i romansów
nieprzeładowanych tanimi dramatami.
Moja ocena: 8/10
Aoharu x Kikanjuu
Końcowe wrażenie:
Całkiem przyjemna seria o grach survivalowych... szkoda jednak, że ostatecznie
okazała się tylko reklamą mangi. Widać jak na dłoni, że te 12 odcinków to
zaledwie początek historii. Nie otrzymujemy satysfakcjonującego zakończenia, bo
anime nie pokusiło się o zamknięcie kilku rozgrzebanych wątków. Drugą poważną
wadą tej serii jest zbytnie przedramatyzowanie – naprawdę, skoro anime jest o grze,
to na co nam te wszystkie traumy, depresje i inne problemy psychiczne
bohaterów? Można by się nimi przejąć, gdyby tylko w tym wszystkim nie chodziło o
strzelanie do przeciwników plastikowymi kulkami… Na szczęście wady fabularne są
równoważone przez ciekawych bohaterów (zwłaszcza Yukiego, przeuroczy był). Suma
summarum, Aoharu jest bardzo fajną serią rozrywkową – nawet pomimo
kulejącej grafiki.
Moja ocena: 6/10
Arslan Senki
Końcowe wrażenia: Mam
problem z ocenieniem tego anime. Na jego korzyść świadczy to, że jest jednym z
niewielu w ostatnich latach (i chyba w ogóle) fantasy utrzymanych w zachodnim
klimacie. Świat przedstawiony to jeden z największych atutów tej serii (obok
projektów postaci autorstwa Hiromu Arakawy) – rozbudowany, skomplikowany
politycznie, choć zawierający zdumiewająco niewiele elementów magicznych.
Problemem, o dziwo, okazali się bohaterowie. Protagonista,
książę Arslan, pomimo młodego wieku czternastu lat jest – o czym co rusz
wspominają inne postaci – niezwykle charyzmatyczny i od razu widać, że jak nikt
nadaje się na króla. W sumie dobrze, że słyszymy o tym tak często, bo tej
legendarnej charyzmy ani widu, ani słychu, więc biedny widz sam mógłby jej nie
zauważyć. Arslan nie wyróżnia się niczym, no chyba że naiwnością i podatnością
na wpływy. A że akurat mu się udało zdobyć sojuszników o takich, a nie innych
opiniach, to jego plan na przyszłe reformy kraju jest taki, a nie inny.
Drugim problemem jest Narsus, genialny strateg i doradca
Arslana. W sumie bardzo polubiłam tę postać, ale nie mogę nie zauważyć
morderczego wpływu, jaki jej istnienie wywiera na fabułę. Narsus jest zbyt
genialny, a to sprawia, że nie można liczyć na żaden element zaskoczenia w całym
anime. Bohaterowie to zbiegowie poszukiwani przez wrogów? Narsus coś wymyśli.
Sojusznicze wojska atakowane są przez armię o kilkukrotnej przewadze liczebnej?
Narsus temu zaradzi. Ktoś właśnie próbuje cię zabić? Bądź pewien, że plan
Narsusa to uwzględnił i na pewno wyjdziesz z tego bez szwanku. No ileż można...
Pomimo tych niedociągnięć anime oglądało mi się naprawdę
przyjemnie, być może dlatego, że najbardziej przypadają nam do gustu historie,
które już znamy – a opowieść o księciu próbującym odzyskać swój tron z pewnością
do takich należy.
Moja ocena: 7/10
Charlotte
Końcowe wrażenia: Mam
za swoje. Naprawdę mam za swoje. Wiedziałam, że anime tworzone przez Juna Maedę
praktycznie nigdy nie odpowiadają moim gustom, ale dałam się skusić na seans.
No i mam za swoje. Trudno mi nawet zacząć wymieniać, co z tym anime było nie
tak, bo prawie wszystko było nie tak. Pod względem fabularnym seria przypomina
mieszaninę najpopularniejszych tropów science fiction, podlanych gęstym sosem
nieśmiesznej komedii i śmiesznego dramatu. Zresztą nie tylko ja doszłam do
takiego wniosku (uwaga, film zawiera spoilery):
Jest to jeden z tych tworów, które próbują odświeżyć znany
schemat (w tym przypadku nastolatki z supermocami) i uatrakcyjnić go
nieoczekiwanymi zwrotami akcji i poważniejszym spojrzeniem na problem. Szkoda
tylko, że aby to osiągnąć, pozbawiono bohaterów zdolności logicznego
rozumowania. Za to scenarzysta wspiął się na wyżyny wyżyn, nonszalancko
ignorując dziury w fabule powstałe dzięki nieumiejętnemu wykorzystaniu motywów
science fiction.
Zawiedli mnie też bohaterowie. Protagonista, który
zapowiadał się na antybohatera i niezłego drania, bardzo szybko został
„uleczony” i pozbawiony oryginalności. Jego przyjaciele okazali się bohaterami
typowymi dla historii o supermocach. Jedyną bohaterką, którą zdołałam polubić,
jest Tomori, bo przynajmniej ona nie zachowywała się jak typowa słodka
dziewczynka. Reszta postaci albo służyła za tło, albo niepomiernie irytowała.
Moja ocena: 3/10
Durarara!!x2 Ten
Końcowe wrażenia: Drugi
z trzech zapowiedzianych sezonów drugiej Durarary spodobał mi się o wiele
bardziej niż pierwsze dwanaście odcinków z zimowego sezonu. Przede wszystkim
historia stała się dużo mroczniejsza, poziom skomplikowania relacji między
postaciami zdecydowanie wzrósł, a nowi, wprowadzeni niedawno bohaterowie
zyskali większą głębię. No i było dużo więcej Izayi, który ku mojej uciesze nie
zasypia gruszek w popiele i dalej knuje swoje wyjątkowo wredne i złośliwe
plany... tylko dlatego, że mu się nudzi, a znajomi nie zaprosili go na imprezę.
Dużo zyskał także Mikado, który po dość nużącym użalaniu się nad sobą z
poprzedniego sezonu wreszcie wziął się w garść.
Wyraźnemu pogorszeniu uległa natomiast grafika – nowe studio
wyraźnie nie przeznaczyło na animację zbyt dużego budżetu.
Moja ocena: 8/10
Gangsta.
Końcowe wrażenia: Być
może sprawiły to moje wygórowane oczekiwania, ale Gangsta nie okazało się
serią aż tak dobrą, jak sądziłam. Nie przeszkadzały mi – jak niektórym –
wprowadzone elementy fantastyczne (Nieśmiertelniki i ich moce), za to wątki,
które w zamierzeniu miały być poważne, moim zdaniem wypadły nieco infantylnie.
Fabuła była niezbyt wciągająca – choć być może w pierwowzorze wygląda to
lepiej, bo anime jest, jak to zazwyczaj bywa, zaledwie krótką (i posiadającą
mizerne fundusze) reklamą mangi. Zabrakło mi też widowiskowych pojedynków,
zwłaszcza pod koniec serii mamy do czynienia raczej z rzezią niż walką.
Najciekawsze z tego wszystkiego wydawały mi się wplatane tu i ówdzie
retrospekcje dotyczące przeszłości dwóch głównych bohaterów. Zresztą relacja
pomiędzy Worickiem i Nicolasem to w ogóle najlepszy element tego anime i
właściwie głównie ona trzymała mnie przy
ekranie. A skoro już o protagonistach mowa, to warto wspomnieć o
genialnej pracy ich seiyu – choć Junichi Suwabe w roli Woricka brzmiał jak
zwykle genialnie, to moim zdaniem to, jak grał Kenjirou Tsuda, oddając sposób
mówienia głuchej postaci, zasługuje na medal.
Moja ocena: 7/10
W kolejnej notce końcowe wrażenia z: Gatchaman Crowds insight, Hetalia:
The World Twinkle, Kyoukai no Rinne,
Makura no Danshi, Ore Monogatari!! i Overlord.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz